Solejukowa to niewątpliwie jedna z tych postaci, dla których warto oglądać Ranczo. Genialnie wykreowana przez Katarzynę Żak, świetnie prowadzona przez scenarzystów (zwłaszcza jej edukacja) - to chyba najważniejsze plusy. Jej pojawienie się w jednej z początkowych scen "Potęgi immunitetu" od razu wywołało na mojej twarzy uśmiech, pogłębiony dodatkowo dowcipną, trafną i pełną prawdy życiowej wymianą zdań ze swoim mężem (o którym więcej później). Krótko mówiąc - Solejukowa na ekranie to znak, że Ranczo się rozkręca.

Głównym wątkiem odcinka była kwestia choroby proboszcza. Może za mało uważnie oglądałem pierwszy epizod, a może po prostu mi to umknęło, ale na szczęście czytelnikom Hataka nie - tajemnicza choroba potoczyła się tak, jak przepowiadały komentarze. Może i było to przewidywalne, ale podane w typowy "ranczowy" sposób: począwszy od załamywania rąk przez Michałową (i grzebanie proboszcza), przez księdza Macieja (scena z miotłą!), po doktora Wezóła (uwaga o pesymizmie). Dodatkowo na plebanii pojawiło się dwóch gości. Jeden "sprowadzony" (czyli biskup) oraz jeden rzadko widywany - czyli sam senator. Sceny bliźniaków to zawsze perełka odcinka - i tak było tym razem. Prośba proboszcza oraz butne zachowanie senatora to było coś, na co czekałem. I jestem usatysfakcjonwany. (Wspominałem już może, że Cezary Żak w tej podwójnej roli wypada lepiej niż kapitalnie? Jeśli nie, to nadrabiam teraz).

[image-browser playlist="593532" suggest=""]©2013 TVP1 / fot. K. Wellman

Pozostając przy wątku politycznym, nie można nie wspomnieć o posiedzeniu rady programowej Polskiej Partii Uczciwości. Wybranie do niej Wargacza, Myćki i Solejuka, do tego zorganizowanie tego u Wioletki w restauracji, mogło mieć tylko jeden finał (poprzedzony szczerym wykonaniem "Ballady o pancernych"). I nawet imu... imu coś tam nie pomogło. Stasiek taki głupi (na jakiego wygląda) nie jest i zdobyć odpowiednie informacje od mistrza intrygi Czerepacha potrafi (Artur Barciś - kolejna dobrze napisana i doskonale zagrana rola).

Tymczasem trochę obok życia wsi toczą się perypetie w dworku - i tak jakby po scenariuszowym sznurku. Do przewidzenia było, że Kusy wpadnie w szał tworzenia (choć chwała za wątpliwości, które miał), że Lucy dom znów spadnie na głowę (choć od czego jest wierna Lodzia), a że Monika będzie mieszać i mieszać. Na szczęście jest i głos rozsądku, chociaż ze strony, z której można się go było najmniej spodziewać - czyli Kingi. Początkowo jej postać nie pasowała mi do serialu, jednak w tym momencie zgrała się ze światem wilkowyjskim w stopniu jak najbardziej przyjemnym dla oka.

[image-browser playlist="593533" suggest=""]
©2013 TVP1 / fot. K. Wellman

Tym razem mniej błysnęła ławeczka. Solejuk na innym froncie walczył nie tylko z przepisami, Pietrkowi żona zabroniła pić, więc tylko Hadziuk i Japycz ratowali honor spożywania. Brakowało tym razem błyskotliwych rozważań filozoficznych, choć kwestia ułożenia wózka i przerażenie na widok Michałowej miały coś w sobie.

Odcinek ten ukazał dwie zasadnicze cechy Rancza. Po pierwsze, serial stoi na duetach. Czy to proboszcz i senator, czy to Michałowa i proboszcz, czy nawet Stasiek i senator (a to nie wszystkie!) - tworzą na ekranie chemię, którą "widać, słychać i czuć". Dzięki temu serial, mimo już bardzo dobrze znanych postaci, nadal potrafi być ciekawy. Po drugie udowadnia, że nie trzeba tworzyć wymyślnych sytuacji komediowych, wystarczy tylko dobrze patrzeć na rzeczywistość. Każde wydarzenie w serialu mniej lub bardziej zaistniało bądź ma szansę do zaistnienia w otaczającym nas świecie. Tylko wtedy może już nie być tak śmiesznie, jak w produkcji. Ale może nie ma co zawczasu w głowę zachodzić...

Drugi odcinek utrzymał poziom premiery i z czystym sercem daję mu 8/10.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj