Biskupa Sądeckiego mieliśmy okazję poznać w drugiej serii Rancza. Wtedy to w Wilkowyjach trwała akcja z teczkami, którą hierarcha ukrócił w bardzo ciekawy (i pouczający dla wszystkich, a zwłaszcza widzów) sposób. Potem pojawiał się sporadycznie, jednak zawsze w ważnych okolicznościach (jak przy chorobie księdza). I zawsze były to wizyty mile widziane - przede wszystkim dla nas. Wiktor Zborowski, odtwórca tej roli, pokazuje, że jest aktorem z prawdziwym talentem. Biskup Sądecki to postać charakterystyczna, doprawiona tym "ranczowskim" poczuciem humoru, dlatego jego występ w "Czasie konspiry" był jednym z lepszych elementów odcinka (jak chociażby wejście do prokuratury czy scena powrotu po księdza Macieja).

Poprzedni epizod zawiesił poprzeczkę wysoko, jeśli chodzi o poziom zabawy jak i rozwoju wątku Wielkich Aresztowań. W moim odczuciu w jedenastym odcinku został on utrzymany, może był troszeczkę niższy wcześniej. Tym razem przez większość czasu obserwowaliśmy, jak to Wilkowyje przechodzą do podziemia - czy to w postaci ukrywania osób, którym coś grozi, czy to przekazywania tajnych informacji, czy to dystrybucji pożywienia, czy… akcji zbrojnych.

[image-browser playlist="591482" suggest=""]©2013 TVP1 / fot. K. Wellman

Jeśli chodzi o ukrywanie ludzi, najlepiej wypadło to Koziołowej. Miejsce, wybrane wydawałoby się (dla Kozioła) przypadkowo, okazało się wręcz idealnym dla Haliny. I dla magistra też. Pomimo że to były raptem dwie czy trzy sceny, udało się twórcom wyciągnąć z nich świetny komizm i dynamikę. Podobnie było w kontekście Czerepacha - zwłaszcza w scenach przemierzania ulicy w "kamuflażu". Słusznie doktor Wesół stwierdził, że psychiatria to nie jego dziedzina. Jak na dobre podziemie przystało, były i łączniki oraz przekazywanie zaszyfrowanych wiadomości. Jak za dawnych lat, niezawodne były karteczki oraz… piosenki celujące we wroga. Tu prym mogła wieść tylko jedna para - czyli Pietrek i Jola.

Lepiej nie można było dobrać się do wątku ławeczki. Tydzień temu chyba wykrakałem porównanie do Drużyny A, bo panowie postanowili się w nich zabawić - rzecz jasna w warunkach wilkowyjskich. I tak zamiast vana B.A., Hadziuk użyczył traktora, a dowodził w tej akcji, niczym John "Hannibal" Smith, Pietrek. Ale była jedna, zasadnicza różnica - prawdziwa The A-Team nie działała na mamrocie, a nasi panowie już tak. Co się musiało zakończyć połowicznym sukcesem, a na drugi dzień kacem - nie tylko alkoholowym.

W końcu dowiedzieliśmy się, jak Lucy daje sobie radę w areszcie. Osadzona w celi z "ciekawymi" współwięźniarkami na nudę nie może narzekać. Jednak ujęcie tego tematu trąciło w pewnych momentach zbyt dużym stereotypem oraz naiwnością. Lepiej wypadły kolejne przesłuchania prokuratora - włącznie z pokazaniem mu, co Lucy o nim myśli.

[image-browser playlist="591483" suggest=""]©2013 TVP1 / fot. K. Wellman

Było fajnie, było zabawnie - jednak odczuwam mały niedosyt. Miałem nadzieję, że akcja znów mnie zaskoczy. To całe zejście do podziemia wydało mi się zbyt przerysowane - zwłaszcza do momentu "misji" Czerepacha (kiedy realne zagrożenie naprawdę się pojawiło). Zadałem też sobie takie pytanie - skoro Lucy nie lubi Wójta, to dlaczego nie pójdzie na układ z prokuratorem? Przecież taka jest prawda, że Kozioł na to i na tamto sobie zasłużył. I nawet jeśli to tylko polityczna gra, to i tak kara spotkałaby go słuszna za te przewinienia.

Jednak to tylko moja interpretacja. Przecież w Wilkowyjach, tak naprawdę, wszyscy trzymają się razem, niezależnie od tego, jaki mają do siebie stosunek. I to chyba stanowi o sile tej opowieści.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj