Szósty sezon Raya Donovana powoli zmierza do końca. Ostatnie dwa odcinki zapowiadały dobry finał, lecz teraz serial znów łapie zadyszkę.
Ray Donovan jest wrakiem człowieka. Aby zrozumieć, jakie zmiany zaszły w tym człowieku, wystarczy porównać jego wizerunek z początku bieżącego odcinka i z premierowych odsłon pierwszego sezonu. Niegdyś pewny siebie terminator teraz wygląda jak wrak człowieka. Co gorsza, jest on jedynie chłopcem na posyłki większych graczy, walczącym o życie swoje i swoich bliskich. Zmiany, które przechodzi główny bohater, są na tę chwilę największą siłą szóstego sezonu. Dekonstrukcja pewnego popkulturowego modelu charakterologicznego wychodzi twórcom na plus. Niestety pozostałe motywy nie są już tak zadowalające.
W omawianym epizodzie twórcy determinują akcję poprzez porywanie córki głównego bohatera przez skorumpowanych stróżów prawa. W ten sposób rodzina Donovanów ponownie się jednoczy i rusza w bój. Mickey i Ray wreszcie zakopują topór wojenny i stają do walki o dobro Bridget. Fabuła przybiera więc formę charakterystyczną dla akcyjniaków. Wątki dramatyczne i psychologiczne schodzą na dalszy plan, a w ich miejscu pojawia się gra w kotka i myszkę z pogranicza thrillera i kryminału. Donovanowie łączą siły w walce ze skorumpowanymi policjantami. Do gry wkracza również Samantha Winslow, która po raz kolejny rozgrywa Raya jak małe dziecko.
Historia toczy się w dość dynamicznym tempie, jednak nie zaskakuje ani na moment. Poza tym twórcy kilkukrotnie popisują się brakiem ciekawych pomysłów fabularnych. Wystarczy przypomnieć sobie moment, w którym Ray oddaje dysk kompromitujący Ferratiego Winslowa, tylko po to, aby po chwili go odebrać. Finalnie niczego to nie zmienia, ponieważ potentatka zdążyła już zrobić kopię. Akcja kręci się więc w kółko, a cenne minuty czasu ekranowego płyną. Zdecydowanie można było to lepiej rozwiązać.
Wątpliwości może budzić również segment z udziałem Bridget i McGartha. Córka Raya jest przetrzymywana przez policjanta, czekającego na kolejny ruch Donovana. Mac ma wątpliwości i wyrzuty sumienia, a Bridget próbuje wzbudzić litość swojego porywacza. McGarth to swój chłop, który znalazł się w bardzo ciężkiej sytuacji życiowej i zawodowej – takie wnioski można wyciągnąć, obserwując smutne sceny z tą dwójką. Problem polega na tym, że taką świadomość mieliśmy już po pierwszym odcinku bieżącego sezonu. Od tej pory postać ta zupełnie się nie rozwinęła, stanowi jedynie tło akcji. Teraz twórcy próbują ją jakoś zagospodarować, ale nie działa to jak należy, ponieważ widz nie czuje z nim jakiejkolwiek więzi. Zbyt mało go znamy, aby zapałać do niego sympatią. Postać z potencjałem została rozmieniona na drobne, przez co sceny z Bridget nie posiadają odpowiedniego ładunku emocjonalnego.
Podobnie prezentują się losy braci Donovan. W poprzednich epizodach twórcy całkiem sprawnie zgłębiali ich osobowości, teraz Terry i Bunchy praktycznie nie istnieją. Trochę więcej czasu dostaje za to Mickey, jednak oprócz kilku silnych ciosów i machaniny pistoletem nie wnosi nic interesującego do fabuły. Mickey nie mówi zbyt dużo, za to szpanuje stylem podstarzałego zawadiaki. Czy ten kierunek jest właściwy dla tak złożonej postaci? Można mieć wątpliwości. Całe szczęście nieco bardziej rozmowny stał się Ray, który poczuł skruchę względem swojej rodziny. To kolejny istotny moment w ewolucji tego bohatera. To właśnie jego przeprosiny pomogły zjednoczyć rodzinę. Słabość zaowocowała czymś dobrym. Czy jednak będzie ona również właściwą bronią w starciu ze wszechmocną Samanthą Winslow?
Postać grana przez
Susan Sarandon staje się dużo bardziej przekonująca, gdy pokazuje swoją bezwzględność i drapieżność. W omawianym epizodzie mieliśmy kilka takich motywów i wyszły one bardzo wiarygodnie. Samantha Winslow symbolizuje właśnie tę wielką destrukcyjną siłę, która doprowadziła Donovanów na dno. Bohaterowie, flirtując z tym krwiożerczym systemem skupiającym politykę, biznes i świat przestępczy, nieźle się poharatali. A patrząc na nieskazitelną aparycję Winslow, wszechmocny układ wyszedł całkowicie bez szwanku.
Omawiany odcinek ma pewne wady, jednak po dwóch ostatnich udanych epizodach, nie jest w stanie sprowadzić opowieści na manowce. Można było postawić akcenty w nieco innych miejscach, jednak trudno oprzeć się urokowi
Raya Donovana, który z obitą twarzą rusza z motyką na słońce. To jest właśnie esencja szóstego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h