Na wstępie przyznam się, że nie byłem fanem adaptacji przygód Jacka Reachera z Tomem Cruisem w roli głównej. I nie dlatego, że Nigdy nie wracaj Edwarda Zwicka czy produkcja Jednym strzałem, za którą odpowiadał Christopher McQuarrie, były złym kinem akcji, bo nie były. Gdy widz zapomni, że to ekranizacje książki Lee Childa i potraktuje je jak zwykłe historie, to okaże się, że są to bardzo porządne filmy. Po prostu reżyserzy kompletnie nie uchwycili charyzmy swojego bohatera. Każdy, kto czytał książki Childa, wie, o co mi chodzi. Reacher to ogromny gość o budowie Hulka, który jest inteligentny i oszczędny w słowach. Wyróżnia się w tłumie, a ludzie się boją, gdy staje na ich drodze. To góra mięśni! Do tego przeszedł wyszkolenie wojskowe.  Po prostu idealne połączenie Sherlocka Holmesa i maszyny do zabijania. Tom Cruise kompletnie się do tej roli nie nadawał. Na szczęście za sterami produkcji Amazona stanął Nick Santora, który doskonale wyczuł, czego brakowało produkcjom kinowym. W swoim 8-odcinkowym serialu na podstawie pierwszego tomu (pt. Poziom śmierci) postanowił te błędy naprawić. Zwrócił Reacherowi pewną godność i zachował jego książkowy charakter. Dobrze, bo nasz bohater znów stał się mścicielem czy - jak niektórzy wolą mówić - roninem przemierzającym małe miasteczka w Stanach i ratującym ludzi z opresji. Akcja pierwszego sezonu rozpoczyna się z kopyta. Twórcy nie marnują czasu na przedstawianie postaci czy nawet najmniejsze origin story. I jest to bardzo dobra decyzja, wszak bohaterów rozgrywanego dramatu możemy - podobnie jak Jack - poznać podczas rozwiązywania zagadki. Reacher (Alan Ritchson) wysiada z autobusu w miasteczku Margrave w stanie Georgia i kieruje się do pobliskiej restauracji, by zjeść specjalność zakładu - szarlotkę. I tam właśnie zostaje aresztowany pod zarzutem popełnienia morderstwa. Okazuje się, że podobna do niego osoba została wskazana przez świadków jako zabójca. I pewnie nasz bohater puściłby to w zapomnienie, gdyby nie fakt, że ktoś w więzieniu usiłował go zabić. Znalezienie prawdziwego sprawcy staje się  głównym zainteresowaniem Reachera i powodem dłuższego pobytu w Margrave. Jego unikalne zdolności okazują się pomocne w prowadzeniu śledztwa, choć przekonanie do siebie lokalnego detektywa Oscara (Malcolm Goodwin) i policjantki Roscoe (Willa Fitzgerald) nie będzie takie łatwe. Czy Reacher jest adaptacją perfekcyjną? Oczywiście, że nie. Ma wiele wad, o których zaraz napiszę. Jednak bardziej niż ekranizacje kinowe potrafi wciągnąć widza w intrygę wymyśloną przez Lee Childa i nie pozbawia całej opowieści charakterystycznego poczucia humoru pisarza. Jack w wydaniu Alana Ritchsona jest brutalny i sarkastyczny. Właśnie taki, jaki powinien być. Nie lubi z ludźmi rozmawiać. Wierzy, że z niektórymi nie warto dyskutować, lepiej przemówić do nich pięścią. I to się sprawdza. Jest nawet kilka razy mocniej podkreślone. Zresztą walki w tej produkcji są jedną z jej mocniejszych stron. Fani książki z satysfakcją będą oglądali, jak tytułowy bohater zmienia się w bestię i łamie przeciwnikom ręce czy nogi. I pewnie niektórym nie będzie się podobało to, że swoją budową przypomina kulturystę, wszak Jack nigdy na siłownie nie zaglądał. To jednak odstępstwo od wizerunku tego bohatera, które jestem w stanie dopuścić. Ritchson nie radzi sobie jedynie z szybkimi ripostami. Z jego ust wypadają one czasami mało przekonująco. Ale może jest to tylko moje odczucie, bo wciąż wiąże tego aktora z rolą niezbyt rozgarniętego Thada Castle'a z serialu Blue Mountain State. Na szczęście twórcy dobrze dobrali Alanowi obsadę drugoplanową, która bierze na siebie trochę ciężaru produkcji. Muszę przyznać, że najlepiej radzi sobie Malcolm Goodwin. Świetnie buduje rolę zakompleksionego detektywa, który przekornie został w miasteczku, by udowodnić wszystkim swoją wartość. Wykształceniem znacznie przewyższa on resztę mieszkańców i w każdym innym mieście zrobiłby dużo większą karierę. Bardzo miło słucha się jego potyczek słownych z Reacherem.
fot. Amazon
Reacher pomimo wartkiej akcji został rozpisany na osiem odcinków. Moim zdaniem o dwa za dużo. Na razie dostałem cztery do obejrzenia, a już dostrzegam niepotrzebne dłużyzny i przegadane sceny, które mają na celu jedynie zająć kilka dodatkowych minut, by odcinek miał odpowiednią długość. To sprawia, że szybkie tempo akcji drastycznie spada i zaburza rytm całości. Serial jest bardzo poszarpany. O ile rozumiałbym to w tradycyjnej telewizji posiadającej sztywną ramówkę, którą trzeba w danym okresie zapełnić, to przy produkcjach przeznaczonych na streaming jest to dla mnie dziwne. Serial Amazona jest świetną rozrywką, która fanom powieści Lee Childa powinna przypaść do gustu - przynajmniej nie będzie wywoływać takiego grymasu na twarzy jak filmy z Cruisem. Nie obraziłbym się, gdyby produkcja dostała drugi sezon. Lee Child przygotował twórcom sporo materiału do ekranizacji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj