Reakcja łańcuchowa to film kolejnego debiutanta na 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Był tu potencjał na kino analizujące pewną grupę społeczną, ale niestety poległ po kiepsko rozpisanym scenariuszem.
Punktem wyjścia dla fabuły wyreżyserowanej przez Jakuba Pączka jest wybuch elektrowni atomowej w Czarnobylu w 1986 roku. Ma to służyć za środek do opowiadania historii 30-latków z bogatych domów, których sam w filmie nazywa pokoleniem Czarnobyla. Sam motyw elektrowni jest jedynie nieudaną metaforą, która ma objaśnić na czym polega tytułowa reakcja łańcuchowa oraz jak to wydarzenie miało wpływ na pokolenie 86. Zabieg ten jest jednak nietrafiony, bo reżyser traktuje go bardzo ogólnikowo i nie czuć jego znaczenia symbolicznego czy dosłownego w opowiadanej historii. Drzemał w tym jakiś pomysł, który nie został dobrze zobrazowany i po prostu nie działa. Nie pozostanie z nami świadomość znaczenia tego wydarzenia dla określonego pokolenia. W zasadzie nie czuć mocnego wpływu na widza i historię.
Tak naprawdę to największe zarzuty mam do scenariusza, który nie pozwala aktorom na zbyt wiele. Małgorzata Mikołajczyk, Tomasz Włosok i Bartosz Gelner dostali postacie z wielkim potencjałem charakterologicznym i emocjonalnym. Problem polega na tym, że na ogólnikach się skończyło. Postacie zostają zarysowane powierzchownie, bez jasno nakreślonych motywacji, problemów i emocji. Każdy mógł być przecież doskonałym pretekstem do analizy społeczeństwa, nie tylko warszawskiego. Kobieta po przejściach (nie wiemy nawet jakich, ogólniki... a to nie pozwala z nią nawiązać nici emocji, gdy jest tak wycofana i powierzchownie zarysowana), syn sławnej prowadzącej program, który nie wie, czego chce od życie oraz niespełniony filmowiec pracujący z porno. Każdy poszczególny motyw nigdy nie wychodzi ponad powierzchnię, przez co postacie, pomimo wyraźnie dobrych prób aktorów, są nieinteresujące, a w pewnym momencie zachowują się wręcz absurdalnie. Szkoda, bo to mógł być idealny pretekst do studium charakterów i osobowości na głębszym poziomie. A tak jest pusto. Dużo szumnych słów, mało emocji i brak bohaterów z krwi i kości.
Wokół całej historii toczona jest intryga imitowana na thriller. Zaginęła dziewczyna, a jeden z głównych bohaterów stara się pomóc ją odnaleźć, co buduje konflikt z jego obecną partnerką. Coś, co mogło mieć napięcie i satysfakcjonującą kulminację, jest najsłabszym elementem całego filmu. Te często są niszczone przez zakończenie, które źle zamyka wątki. Absurd rozwiązania tej intrygi oraz sposób wyjaśnienia jest po prostu na złym poziomie. Nie ma satysfakcji, a wręcz irytacja, że twórca poszedł w tym miejscu po linii najmniejszego oporu. Z tym właśnie związane są też wspomniane niekorzystne zachowania postaci, którzy na ekranie wręcz zaczynają irytować swoimi decyzjami i przerysowaniem.
Koniec końców okazuje się, że ta reakcja łańcuchowa w zamyśle mogła przerodzić się w głębszy film zmuszający do myślenia. W praktyce dostajemy coś zaskakująco płytkiego, czasem zabawnego (dość prosty i specyficzny humor) i mało angażującego. Są w tym jakieś pomysły na dobrym film oraz niezłe zabiegi (sceny tonięcia bohaterów), ale to zostaje zmarnowane. Nie czułem, by coś ze mną pozostałe po seansie poza obojętnością. Szkoda.
Recenzja pierwotnie została opublikowana 22 września 2016 roku.