Rok 1986 jest przełomem dla Rona Woodroofa (Matthew McConaughey) – elektryka z Teksasu. Oprócz pracy oddaje się z namiętnością jeszcze innym zajęciom, takim jak rodeo, kobiety, alkohol i narkotyki. Po tym, jak trafia do szpitala rażony prądem, lekarze przeprowadzają szereg badań i wydają wyrok – Woodroof jest nosicielem wirusa HIV. To prawdziwy cios w godność mężczyzny mającego niemal napisane na czole "carpe diem". Kiedy kowboj dowiaduje się, że zostało mu jedynie 30 dni, podejmuje walkę z czasem, nie przejmując się wynikami oraz narzucaną zmianą życiowego motta na "memento mori". Bohater nie zamierza biernie czekać na śmierć, zaczyna testować na sobie leki niedopuszczone do sprzedaży w USA. Wpada na pomysł importowania niesamowitych ilości specyfików i sprzedawania ich potrzebującym. Ostatecznie zaczyna swoją działalność (nie tylko zarobkową) polegającą na udostępnianiu chorym na AIDS każdej ilości leków za odpowiedniej wysokości składki członkowskie. Całość rozgrywa się pod przykrywką tytułowego Dallas Buyers Club, a w prowadzeniu interesu pomaga mu transwestyta – Rayon (Jared Leto).

Film ukazuje całą gamę społecznych problemów, ale motyw przewodni stanowią zmagania ze służbą zdrowia, upośledzenie koncernów farmaceutycznych i odrzucenie przez najbliższych, prowadzące do transformacji głównego bohatera. Owa metamorfoza jest nie tylko trudna emocjonalnie dla samego Rona, ale i długotrwała. Dzięki temu widz śledzi i przeżywa razem z nim całą sytuację. Towarzyszy mu we wdrażaniu się w nowe okoliczności, kibicuje w odnalezieniu się w zupełnie innej rzeczywistości oraz obserwuje degradację do pozycji znienawidzonej przez środowisko, w którym bohater obcował do tej pory.

Epidemia AIDS to zapalnik obnażający ludzką nietolerancję i uprzedzenia. W jednej chwili całe życie Woodroofa wywraca się do góry nogami. Oczywiście, wraz z wiadomością o zakażeniu, "zakażone" zostają też jego znajomości i przyjaźnie – odwracają się od niego wszyscy bliscy mu ludzie, przestają traktować go jak człowieka, brzydzą się nim, oskarżają o homoseksualizm, a nawet jawnie demonstrują swoje poglądy. Mężczyzna zachowuje swoją godność i z podniesioną głową rozpoczyna batalię o życie, która w niektórych momentach sprawia, że - paradoksalnie - nie ma czasu, by się nim cieszyć.

Czynnikiem potęgującym emocje w Dallas Buyers Club jest dyskryminujące zachowanie zdrowych osób w stosunku do zarażonych. Produkcja wywołuje wzruszenie ze względu na nasycenie jej ujmującymi scenami pokazującymi kolejne stadia postępującej choroby. Jesteśmy świadkami konfrontacji, rozwijających się zagrożeń i  heroicznej walki o każdy dzień. Wśród całej gamy negatywnych zachowań można wyłapać także te pozytywne: relacje powstające pomiędzy Woodroofem a doktor Eve (Jennifer Garner) i między nią a Rayonem.

Rayona (będącego wszystkim tym, czego znieść nie może Woodroof) i Rona w obecnej sytuacji łączy to, że obaj stali się outsiderami, a my jesteśmy świadkami rozkwitu przywiązania i przyjaźni wyciskającej łzy z oczu. Witaj w klubie daje widzom pouczenie: nie ma znaczenia, czy darzymy kogoś sympatią, czy nie - szacunek należy się każdemu człowiekowi. Zostajemy także uświadomieni, że problemy, które pozornie nas nie dotyczą, są czasem bliżej, niż się wydaje.

Vallée wyśmiewa koncerny farmaceutyczne i żałosną pomoc medyczną udzielaną zakażonym, która tak naprawdę polega na skazywaniu pacjentów na powolną śmierć. Reżyser pokazuje nam to poprzez przedstawienie absurdalnych sytuacji, np. podawanie leków obniżających odporność.

Kreacje McConaugheya i Leto sprawiają, że wszystkie inne rozmywają się i tkwią na szarym końcu. Uwadze na pewno nie ujdzie wygląd głównych bohaterów – obaj wychudzeni są do granic możliwości. McConaughey powala swoją wielowymiarowością, trafia w emocje, wciela się w swoją postać z poświęceniem. Najdelikatniejsza mina jest zagrana przez niego wiarygodnie i z perfekcjonizmem. Dodatkowym przekonującym aspektem jest jego teksański akcent. Każdy aktor ma do zagrania swoją rolę życia - teraz jest czas fenomenalnego Matthew McConaugheya. Prawdopodobnie powtórzy się historia sprzed dwudziestu lat, kiedy to Tom Hanks otrzymał Oscara dla aktora pierwszoplanowego w "Filadelfii".

Jared Leto wcale nie zostaje daleko w tyle za McConaugheyem. Należy się mu uznanie za etapy przygotowywania się do roli. Na szczęście nie zobaczyliśmy karykatury bohatera czy też wyjścia poza granice; Leto wcielił się w swoją postać przerażająco wiarygodnie. Przesiąkł dramatyzmem, bólem i bezradnością.

Od strony technicznej – na kolejną pochwałę zasługuje Vallée. Jego profesjonalne podejście do światła i ujęć sprawiło, że widzom - niekoniecznie tego świadomym - dane było obejrzeć film w stu procentach nakręcony przy naturalnym oświetleniu. Do tego nie użyto ani statywów, ani platform. Scenariusz Craiga Bortena i Melisy Wallack nie ma w sobie zbędnego dramatyzmu, jego proporcje są wymierzone idealnie. Dzięki temu całość nie ma wymowy patetycznej, za co należą się ukłony, gdyż takie podejście do produkcji sprawia, że jest wiarygodna. Przechodząc do montażu – jego główną zaletą jest to, iż mamy wrażenie, że film płynie: historia zostaje zgrabnie zmontowana, a pomiędzy scenami nie ma przestoju. Ponadto mamy piękne sekwencje scen – obraz wzmacniają ostre przejścia, szczególnie te z upływem czasu. W zależności od potrzeb materiał jest albo gęsto pocięty, albo oparty na dłuższych ujęciach, więc tempo narracji jest idealne. Fenomenalnie połączone sekwencje są tym specyficznym wyróżnikiem filmu, który może wpłynąć na zdobycie przez niego Oscara.

Dallas Buyers Club to produkcja wielotematyczna. Dotyka kwestii moralności, tolerancji, odrzucenia, przyjaźni, interesów przedsiębiorstw farmaceutycznych; pokazuje szereg pozytywnych i negatywnych cech bohaterów, ich wady i słabości, miłość do życia, a także zdeterminowanie sytuacją, w której się znaleźli, i w końcu – poważnej choroby. Uwypukla heroizm i altruizm na przykładzie inspirującego Rona. Ogromny plus stanowi fakt, że tak trudne problemy ukazano w żywiołowy i humorystyczny sposób. Po zmuszającym do refleksji seansie nie sposób wstać i zapomnieć o tym filmie. Nominacja do Oscara w pełni zasłużona, a i sama nagroda w rękach Jeana-Marca Vallée nie będzie żadnym zaskoczeniem.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj