Liczę na to, że Rectify najgorsze chwile ma już za sobą. Jakimś cudem amerykańscy krytycy są 2. odsłoną serialu Sundance Channel zachwyceni – nie wiem, z czego to wynika; muszę albo im zaufać i wierzyć w to, że czeka nas coś niesamowitego, albo po prostu uznać, że reszta się nie zna. Piszę to oczywiście z przekąsem, ale 2. seria Rectify wkrótce może stać się największym zwodem tego telewizyjnego sezonu.

Bo co z tego, że serial nadal ogląda się bardzo przyjemnie, spędza się przy nim miłe czterdzieści kilka minut, skoro nie ma teraz w nim tego, w czym zakochałem się rok temu? Piękne widoki słonecznej Georgii, urocza muzyka i te ujęcia, które wydobywały uczucia każdego z bohaterów, poszły w zapomnienie i jedyne, co nam pozostało, to zwykły serial obyczajowy, w którym niespecjalnie dużo się dzieje. Ogólnie konstrukcja tego sezonu jest dość specyficzna – szczerze mówiąc, wydaje mi się, że spokojnie można go oglądać jako procedural, niekoniecznie w odpowiedniej kolejności, bo o ile wątki bohaterów drugoplanowych (np. Teda) idą konsekwentnie swoim torem, tak Daniel w każdym odcinku jest w innym miejscu, robi inne, specyficzne dla danego odcinka rzeczy.

[video-browser playlist="633588" suggest=""]

Z jednej strony taki zabieg jest dość interesujący – przede wszystkim wiemy, że świat dookoła bohatera żyje i zdaje sobie sprawę z sytuacji Daniela. Widzimy bohatera w różnych miejscach, różnych sytuacjach, wśród różnych ludzi i na każdym kroku możemy zobaczyć, jak jest traktowany i jak on sam się wtedy czuje. Dodatkowo, za każdym razem widzimy zupełnie nowe oblicze Daniela – cały czas pozostaje on więc zagadką dla widza. Jest to mocny punkt tego serialu i widać, że twórcy się go trzymają. Z drugiej strony zaczyna to być nudne – każda sekwencja z Danielem robi wrażenie (charyzma Aidena Younga jest nie do przecenienia), ale co za dużo, to niezdrowo. Wydaje mi się, że trzeba stworzyć Danielowi pole do popisu, coś, co on sam zainicjuje lub będzie go mocno dotyczyło – inaczej do końca sezonu będziemy obserwować go plątającego się po ulicach Paulie bez celu.

Kolejną łyżkę dziegciu dokładają scenarzyści wraz z piękną Abigail Spencer, tworząc okropnie nudny i głupi wątek Amanthy. Może i na papierze wygląda to dobrze, ale obserwowanie problemów bohaterki, jak pracuje w sklepie i kłóci się z matką, robiąc pranie, wcale nie jest przyjemne. Przypomina mi się scena z 2. odcinka i rozmowa Teda Juniora z ojcem, która wypadła okropnie sztucznie – tak jest i tym razem. W rozmowę o pracy wplątana jest codzienna czynność, by dodać sytuacji jeszcze więcej wiarygodności, a efekt jest niestety odwrotny. Kiedy scenariusze pisał sam Ray McKinnon (twórca serialu), wyglądało i brzmiało to dobrze. Aktualnie za pisanie środkowych odcinków biorą się inni scenarzyści, więc to ich obwiniam za taki, a nie inny poziom serialu.

Czytaj również: HBO kompletuje obsadę SF "Westworld". Anthony Hopkins w głównej roli!

Rectify rok temu było dla mnie objawieniem. Pierwsze 2 odcinki dalej pozwalały mi wierzyć, że w telewizji jest miejsce na mądrą i ładną rozrywkę. Na coś nieprzeciętnego, coś, czym można się delektować. Na coś dla wybranych, bo przecież oglądalność serialu na kanale Sundance Channel ledwo przekracza 100 tysięcy widzów. Obecnie jest fatalnie w porównaniu do zeszłorocznej odsłony. Nie na tyle, by przerwać oglądanie serialu, bo to nadal duża przyjemność, jednak nie spodziewałem się takiego spadku w 2. sezonie. Żądam poprawy!

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj