Tak naprawdę pierwsze sekundy Sharknado: The 4th Awakens potwierdzają to, czego mogliśmy oczekiwać po zobaczeniu plakatu - będzie tu sporo nawiązań do Gwiezdnych wojen (nie tylko do filmu Star Wars: The Force Awakens). Przez całą historię twórcy solidnie operują różnymi smaczkami w postaci dosłownych scen (miecz świetlny), jak i bardziej subtelnych nawiązań w dialogach, które z przyjemnością się wyłapuje. Udało się naprawdę nieźle to wszystko wpleść w scenariusz, więc podczas oglądania jedynie pozostaje uśmiech, gdy na ekranie możemy dostrzec kolejną inspiracje Sagą, ale zarazem nie ma uczucia przesytu. I tak jak w poprzednich częściach - twórcy opierają się też ogólnie na popkulturze, nawiązując do różnych znanych dzieł kina i telewizji. Dla polskiego widza nieczytelne mogą być jedynie zabawy z gościnnymi występami gwiazd reality show, które poza Stanami Zjednoczonymi są praktycznie nieznane, ale poza tym pod tym względem Sharknado: The 4th Awakens satysfakcjonuje. Jest to jedna z większych zalet. Zauważyłem pewną tendencję w tej serii, która wyraźnie zaznaczyła się już w drugiej części: każda kolejna odsłona ma coraz krótszy wstęp, po którym jesteśmy rzucani w wir akcji. Tutaj jest to wyjątkowo mocno zaakcentowane, dzięki czemu nie ma zbyt dużo czasu na wałkowanie wątku rodzinnego, który stoi w centrum tej serii, bo to nie jest najważniejsze. Twórcy zdają sobie sprawę, że w aspektach dramatycznych są kiepscy, więc opierają się na tym, w czym są dobrzy, czyli totalnej jeździe bez trzymanki. Ciągła dynamiczna akcja pełna żartów i nawiązań popkulturowych z każdą minutą jest coraz bardziej szalona (Krowonado!), a jednocześnie przedstawiona tak, że zapewnia ogromną frajdę. Tutaj wszystko idzie w kompletne przegięcie i głupkowatość z jednoczesną świadomością prześmiewczości całej konwencji. Sprawdza się to znakomicie. No url Fabuła nowego filmu zalicza przeskok w czasie o pięć lat, dzięki czemu mamy trochę inną, lekko futurystyczną rzeczywistość. Nie ma to tak naprawdę większego znaczenia, bo po prostu twórcy chcieli jakoś usprawiedliwić wprowadzenie bardziej zaawansowanych zabawek do walki z rekinami. W tym wszystkim nadal widoczny jest wątek rodziny Shepardów, który szczególnie nie przeszkadza, a komicznych scen poważnych rozmów nie ma zbyt wiele. Bohaterowie są tacy jak w poprzednich częściach, a aktorzy próbą grać w taki sam sposób. O ile większość postaci i ich często komiczne zachowania są do zaakceptowania, to aktor grający najmłodszego syna Fina ciągle irytuje. Ma parę scen, w których strasznie działa na nerwy swoim sztucznym zachowaniem i psuje klimat. ‌Sharknado: The 4th Awakens to film, którego nie można oceniać normalnymi kryteriami ani też traktować poważnie. Twórcy ustalili sobie prześmiewczą i szaloną konwencję, którą ciągle rozwijają, by dawać więcej widzom. Jeśli spojrzeć na to w ten sposób, w wielu momentach solidnie śmieją się z kina klasy Z, więc film się sprawdza, bo zapewnia taką rozrywkę, jakiej widz oczekuje. Jeśli komuś nie podobały się poprzednie części, to czwarta tego nie zmieni, ale gdy już polubiło się tę konwencję, najnowsza odsłona oferuje lepszą rozrywkę niż wcześniejsze. Przednia zabawa.

Od 25.07 w Sci fi trwa Tydzień z rekinami, którego zwieńczeniem będzie premiera filmu Rekinado 4: Niech szczęki będą z tobą – 1 sierpnia, godz. 21.00

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj