Oczywiście porzucanie Dextera w tym momencie byłoby wyjątkowo nierozważne, wszak do końca pozostało jedynie sześć odcinków. Chyba jednak nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że ósma seria jest rozczarowaniem. Nie będę pastwił się w tym miejscu nad pewnymi fabularnymi uproszczeniami i absurdami, których jedyną misją jest konsekwentne posuwanie akcji do przodu, nieraz zapominając o logice i zdrowym rozsądku. Na przestrzeni ostatnich kilku lat twórcy sięgają po nie coraz częściej i zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Chodzi mi o podstawową linię fabularną oraz motywacje postaci – elementy, które ewidentnie szwankują i do których nie miałbym większych zastrzeżeń, gdyby był to sezon przedostatni i preludium do ostatecznej rozgrywki. Tymczasem litości, zostało zaledwie sześć odcinków!
Sezon ósmy traktowany jest podobnie jak każdy z dotychczasowych. Spokojnie buduje wielowątkową historię, która ma w założeniu zmierzać do satysfakcjonującej konkluzji. Nie da się przez to odczuć żadnej wyjątkowości oglądając co tydzień nowe epizody Dextera, produkcji z wyznaczoną już datą ważności. Sezon ma tylko 12 odcinków, a aż żal wspominać o tym, że poprzednie dwa trwały dosłownie kilka minut dłużej od tych, które serwują nam uzależnione od reklam stacje ogólnodostępne. Powinniśmy co tydzień otrzymywać zegarową godzinę pełną napięcia, a Showtime ma za zadanie tego dopilnować. Zaczynam podejrzewać, że gdy po szóstej serii zamówiono od razu kolejne dwie, nie zrobiono tego ze względów artystycznych, ale żeby sztucznie przedłużyć życie kurze znoszącej złote jaja.
Nie rozumiem na przykład zabiegu mającego na celu całkowite odejście od wątku Brain Surgeona. Chyba nikt nie wierzy w to, że był nim Yates. Najbardziej irytuje, że Vogel i Dexter uważają to za pewnik. Obaj mordercy zostali przecież zaprezentowani jako psychopaci o zupełnie odmiennym modus operandi. Zrozumiałbym takie posunięcie, gdybyśmy otrzymali w zastępstwie historie równie interesujące. Niestety tak się nie stało, a gdy zaczynałem pisać tę recenzję, na poważnie zastanawiałem się, czy nie nadać jej tytułu "Trudne sprawy". Chciałbym mieć bowiem pewność, że "A Little Reflecion" było zapychaczem totalnym, do którego wrzucono wszystkie mało interesujące wątki, mając szczere intencje nigdy do nich nie wracać. Można pomarzyć.
W końcu wyjaśniła się sprawa awansu na sierżanta, historia wymyślona chyba tylko po to, aby nie degradować Desmonda Harringtona do roli statysty. Elway to postać kompletnie daremna, tak samo jak kwestia infiltracji chłopaka jego siostry. Do tego dochodzi Masuka i jego nowo odnaleziona córka oraz wychowawcze problemy Dexa związane z Harrisonem i pilotem od telewizora oraz randkowaniem. Niektórzy uważają za zaletę tego sezonu, że jest taki osobisty i emocjonalny. Cóż, może aż za bardzo, mając na uwadze, że głównym bohaterem jest modelowy psychopata. Za ten oryginalny koncept kochaliśmy kiedyś Dextera, ale tytułowa postać zaczyna coraz bardziej przypominać zwykłego człowieka ze zwykłymi problemami.
Mimo wszystko należy zakończyć tę ocenę w miarę pozytywnym akcentem, a konkretnie trzema. Pierwszy to całkowita niewiadoma i mogę tylko spekulować, ale znam ten serial na tyle dobrze, żeby podejrzewać nowego chłopaka sąsiadki Dexa o niecne zamiary – toż to może nasz zaginiony Brain Surgeon. Po drugie, decyzja o zostaniu mentorem dla młodego Zacka jest ciekawym rozwiązaniem, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że eksperyment ten skazany jest na porażkę (choćby dlatego, że sześć odcinków to zdecydowanie za mało, aby wpoić chłopakowi nauki kodeksu i ukształtować z niego wzorowego zabójcę). Pozostała oczywiście Hannah McKay, której drobne cameo zapowiada kolejne kłopoty dla naszego ulubionego seryjnego mordercy.
Czy powyższe zabiegi zwiastują swoisty reset finałowego sezonu? Miejmy nadzieję, że tak. To już ostatni dzwonek, aby wrzucić drugi bieg i zacisnąć pętlę na szyi Dextera. Niech w końcu poczuje nóż na gardle. Niech walczy z czasem i godnym mu przeciwnikiem o swoją wolność i bezpieczeństwo bliskich. Niech dostarczy takiej dawki napięcia, zaskoczeń i klimatycznej atmosfery, jaką pamiętamy z czasów pierwszych czterech sezonów.