Okładka i tytuł Resident Alien skutecznie wodzi czytelnika za nos, zapowiadając klasyczne science fiction. Tymczasem nowy komiks w ofercie Egmontu najwięcej ma w sobie z klasycznego kryminału.
Okładka prezentuje nam również tytułowego bohatera serii, czyli kosmitę, który zmuszony jest zamieszkać na Ziemi. Kwestia, jak to możliwie, jest przez twórców rozstrzygnięta w prosty sposób - przybysz posiada parapsychiczne zdolności, dzięki którym ludzie, patrząc na niego, widzą zwykłego Ziemianina. Za to czytelnicy cały czas oglądają prawdziwe oblicze kosmity i ten kontrast, z początku zaskakujący, z każdą przewracaną stroną nabiera coraz więcej uroku, zwłaszcza że przybysz, przedstawiający się tu jako doktor Harry Vanderspeigle, jest bardziej ludzki w zachowaniach niż większość Ziemian.
Poznajemy Harry’ego w momencie, kiedy przebywa na Ziemi już od trzech lat. Żyje spokojnie na ustroniu w pobliżu miasteczka o nazwie Patience, jednak niespodziewane wydarzenie powoduje, że dotąd unikający kontaktu z ludźmi kosmita wikła się w ludzkie sprawy. Przyczyna jest prozaiczna - w Patience zamordowano jedynego w miasteczku lekarza i szeryf oraz burmistrz proszą Harry’ego o zastępstwo. Początkowo oporny, kosmita z biegiem czasu bardzo polubi swoje tymczasowe zajęcie i zadomowi się w Patience.
W jaki sposób przybysz trafił na Ziemię i jakie się z tym wiążą konsekwencje - tych pytań twórcy nie pozostawiają bez odpowiedzi, rozwijając historię Harry’ego w retrospekcjach. Jednak o wiele ciekawsza w komiksie
Petera Hogana i Steve’a Parkhouse’a jest zmiana ciężaru gatunkowego z science fiction na kryminał.
Dzieje się tak, że sprawa zamordowanego lekarza wciąga swą tajemnicą Harry’ego, który w ciągu trzech lat pobytu na Ziemi znalazł upodobanie w ziemskiej literaturze, najpierw ucząc się języka, a potem czytając dziesiątki książek, wśród których możemy zobaczyć Głęboki sen Raymonda Chandlera. W efekcie kosmita bierze czynny udział w śledztwie w sprawie morderstwa i jak się potem okazuje, będzie to pierwsza ze spraw, które przyjdzie mu rozwiązać. I tak oto przybysz z odległej planety staje się miasteczkowym detektywem.
Pomysł, żeby kosmitę uczynić detektywem amatorem, ma w sobie coś naprawdę ożywczego. Gatunkowy zabieg, w myśl którego w taką rolę wchodził ktoś spoza policyjnych struktur, zawsze sprawdzał się w popkulturze, o czym świadczy chociażby nieustająca popularność polskiego
Ojca Mateusza. Harry ma w sobie również pasję idealisty, która wciąż każe mu spoglądać na ludzkość łaskawym okiem mimo jej niezaprzeczalnych wad uwidocznionych w każdej ze spraw, którymi w pierwszym tomie zajmuje się kosmita. Czuć też, że twórcy znakomicie bawią się połączeniem dwóch konwencji, dającej im możliwość niecodziennej, szerszej perspektywy gatunkowej przy układaniu fabuł kolejnych rozdziałów. A jeszcze w warstwie graficznej Parkhouse nie bawi się tu w żadne formalne eksperymenty i tworzy plansze przy pomocy realistycznej kreski, która jednak w połączeniu z niezmienną fizjonomią kosmity daje posmak estetycznej świeżości.
Dzięki tym zabiegom
Resident Alien jest jedną z najprzyjemniejszych komiksowych lektur ostatnich miesięcy, w której twórcom udało się połączyć lekką rozrywkę z odrobiną refleksji nad ludzką kondycją. I o ile w serialach w rodzaju
Ojca Mateusza status quo bohatera jest z reguły zachowane, tak przy kosmicie, którego poszukiwaniem zajmuje się rządowa agencja z pewnością będzie na odwrót. Możemy się spodziewać, że doktora Harry’ego czekają w przyszłości ciężkie chwile i paradoksalnie dane mu będzie poznać gorzki smak powiedzenia, że nic co ludzkie nie jest mi obce. A fakt, że za jakiś czas będziemy mogli oglądać tę fabułę w formie
serialu z
Alanem Tudykiem w roli głównej, tym bardziej zachęca do sięgnięcia po komiksowy pierwowzór.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h