Od początku Revolution odnoszę wrażenie, że twórcy chcieli otrzymać formę opowiadania historii w stylu Zagubionych. Podobieństwa od razu rzucają się w oczy. Opowieść przeplatana retrospekcjami z mającą sprawiać wrażenie zaskakującej końcówką. Tylko że w odróżnieniu od Zagubionych, z tych metod korzystają bardzo nieumiejętnie, nie odnosząc żadnego pozytywnego efektu.
Z jednej strony rozumiem zamysł twórcy serialu, że chce spokojnie prowadzić akcję, pozwalając nam polubić bohaterów, zapoznać się z nimi i nawiązać emocjonalną więź. Tylko że z drugiej strony popełniają bardzo istotny błąd, nie znajdując odpowiedniej szybkości i równowagi w rozwijaniu motywu przewodniego, przez co po trzech odcinkach wiemy prawie nic. Serial jeszcze nie zdołał się rozkręcić i tak naprawdę pokazać nam, na co go stać. Akcja rozbudowuje się zbyt ślamazarnie, nie prezentując nic interesującego.
[image-browser playlist="598229" suggest=""]©2012 NBC
Tym razem nasi bohaterowie nadal są rozdzieleni. Miles i Charlie razem z Norą udają się do siedziby rebeliantów, walczących zaciekle z milicją Monroe'a. To, co nam pokazano, nie jest w stanie przekonać do jakiejkolwiek wiarygodności tego wątku. Zaprezentowano nam grupę losowych i ograniczonych osób, bez broni, bez dowództwa, bez planu. Trudno mi uwierzyć w tych rebeliantów, którzy bardziej przypominają zwyczajną zgraje dzieci błądzących we mgle.
Sceny retrospekcji pozwalają nam lepiej poznać Milesa i jego relacje z Monroe. Przyznaję, że jest to najciekawszy wątek odcinka. Odkryta niespodzianka również wychodzi nieźle. Wszystko wskazuje na to, że tym złym był właśnie Miles i to przez niego Monroe stał się potworem. Tylko nie wiemy, co się stało, że zdecydował się odejść. Gościnne pojawienie się Marka Pellegrino w roli jednego z poruczników milicji to również plus. Ten aktor jest stworzony do grania łotrów, więc jego obecność zawsze jest zaletą.
Tymczasem Aaron i Maggie udali się do domu Grace, która w poprzednim odcinku została zaatakowana przez tajemniczego Randalla. Analiza komputera i mieszkania nie przynosi żadnych odpowiedzi, aż w pewnym momencie urządzenie (które na pewno pendrive'em nie jest) aktywowało energię. Rozumiem, że pierwszą rzeczą, jaką Maggie robi, jest włączenie telefonu, ale po Aaronie, człowieku inteligentnym, takiej głupoty się nie spodziewałem. Mam komputer Grace w piwnicy, który może dać odpowiedź na jakieś pytanie, ale pierwsze, co robię, to słucham muzyki? Ponadto zastanawia mnie, z czego ona leciała. Odtwarzacza, który automatycznie się włączył? Bo jeśli to radio, niedorzeczność sięga szczytów.
[image-browser playlist="598230" suggest=""]©2012 NBC
Sam post-apokaliptyczny świat potrafi przekonać. Scenarzyści mają na niego pomysł - jest porośnięty roślinnością, kolorowy i taki "idealistyczny". Z drugiej strony - przez zbytnią bajkowość otaczającej rzeczywistości trudno kupić fakt, że jest ona tak niebezpieczna.
Revolution nie jest serialem bardzo złym, zaledwie przeciętnym, który na tę chwilę pod względem głupot scenariuszowych stoi na gorszym poziomie, niż często za to krytykowany pierwszy sezon Wrogiego nieba. Momentami trudno mi uwierzyć, że za ten serial odpowiada Eric Kripke, twórca "Supernatural".
Mamy akcję (choć przeciętnie zrealizowaną), mamy pewien rodzaj przygody, ale nie mamy czegoś, co powinno nas do tego serialu przekonać - charyzmatycznego i wyrazistego bohatera. Charlie i Tracy Spiridakos, która ją gra, to największe nieporozumienie sezonu. Dla niej powinna powstać nowa kategoria nagrody Emmy dla najgorszej aktorki, a jeśli postać będzie nadal zachowywać się w tak irracjonalny sposób, za kilka odcinków może znaleźć się na podium wśród najgłupszych telewizyjnych bohaterów w historii. Mimo wszystko ogląda się to nieźle i pozostaję w wierze, że serial jeszcze nabierze wiatru w żagle.
Ocena: 5/10