Podstawą każdego serialu, który chce przyciągnąć widzów, nie jest tak naprawdę świetna i wciągająca fabuła, ale wyraziści i prawdziwi bohaterowie. Mieliśmy w historii wiele serialowych opowieści, których fabuła nie imponowała błyskotliwością, ale śledziliśmy je z napięciem, bo mieliśmy emocjonalny związek z postaciami. Revolution ma potencjał na serial wybitny, z którego naprawdę można byłoby zrobić "amerykańską 'Grę o tron'" (obiecywaną przez Erica Kripke w drugiej połowie sezonu), ale niestety, jego realizacja wciąż stoi na niskim poziomie, a bohaterowie to papierowe kukły.

[image-browser playlist="592244" suggest=""]
©2013 NBC

Problemem jest Charlie, a ściślej aktorka, która próbuje ją grać. W dwunastym odcinku twórcy robią z niej prawie że zimnokrwistą Rambo, co wywołuje potężnie komiczny efekt, zwłaszcza gdy w scenach akcji aktorka nie potrafi nawet poprawnie trzymać broni, co raczej nie powinno być trudną sztuką do nauczenia. W takim wypadku nie mogę uwierzyć, że ta nieporadna dziewczyna może kogokolwiek trafić. Ciągle w scenach z Charlie - zwłaszcza tych dramatycznych - pozbawiani jesteśmy emocji, które te momenty powinny mieć. Pozostaje jedynie uczucie zażenowania i śmiechu, a takiego efektu twórcy raczej nie chcieli osiągnąć. Tracy Spiridakos w żadnym aspekcie nie jest przekonująca, nie ma charyzmy, w scenach dramatycznych stroi miny, jakby grała w komedii, nie potrafi wyzwolić ze swojej bohaterki emocji i przede wszystkim - nie jest w stanie wzbudzić sympatii. Widząc ją w tej roli, zaczynam dochodzić do wniosku, że Kristen Stewart z "Sagi Zmierzch" w istocie należy do aktorek wybitnych, bo najwyraźniej są osoby od niej gorsze, które dostają angaż nie mając za grosz talentu.

Pozostałe postacie są o wiele lepsze, ale nikt nie wybija się ponad przeciętność. W Revolution drażni, że twórcy w sposób niebywale sztuczny chcą trzymać tajemnicę w stylu Zagubionych. Czuć to szczególnie w 12. odcinku w rozmowie Rachel z Aaronem o apokalipsie, o której Rachel wie o wiele więcej, niż mówi. Te powiedzonka, spojrzenia, gesty - wszystko wygląda jak amatorska parodia tego, co na wysokim poziomie oglądaliśmy we wspomnianym serialu ABC. Samo wyjawienie powodów zajścia jest zaskakująco satysfakcjonujące. Wszystko w tym serialu jest na tak niskim poziomie, że ten normalny i w miarę ciekawy wątek wydaje się wielkim pozytywem.

[image-browser playlist="592245" suggest=""]
©2013 NBC

W obu odcinkach na plus można również zaliczyć Colma Feore w roli Randalla. Jego pojawienie się w serialu dodaje produkcji kolorytu i wyrazistości, której komiksowemu Neville'owi (Esposito) brakowało i nadal brakuje. Feore w roli łotra spisuje się fantastycznie i nie jest tak papierowy, jak pozostałe czarne charaktery. Zaletą jest również pojawienie się nowej postaci Jima (Malik Yoba), który w roli doświadczonego żołnierza również potrafi być wiarygodny - w odróżnieniu od tych wszystkich pseudo-rebeliantów, którzy jedynie krzyczą i chowają się po kątach.

Revolution raczej do odmóżdżaczy zaliczyć nie można, bo jego poziom jest po prostu zbyt niski, aby mógł zapewniać rozrywkę. Zbyt wiele tu niedorzeczności, głupich wątków i płaskich postaci, aby można było z niego czerpać jakąkolwiek radość. Bardziej przypomina parodię serialu niż poważną produkcję dramatyczną, w jaką celują twórcy.

Ocena: 3/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj