Revolution – 01×12-13
Po 13 odcinkach Revolution, gdzie fabuła skupiała się na bohaterach i ich przygodach w post-apokaliptycznym świecie, w końcu poznajemy przyczyny braku prądu.
Po 13 odcinkach Revolution, gdzie fabuła skupiała się na bohaterach i ich przygodach w post-apokaliptycznym świecie, w końcu poznajemy przyczyny braku prądu.
Podstawą każdego serialu, który chce przyciągnąć widzów, nie jest tak naprawdę świetna i wciągająca fabuła, ale wyraziści i prawdziwi bohaterowie. Mieliśmy w historii wiele serialowych opowieści, których fabuła nie imponowała błyskotliwością, ale śledziliśmy je z napięciem, bo mieliśmy emocjonalny związek z postaciami. Revolution ma potencjał na serial wybitny, z którego naprawdę można byłoby zrobić "amerykańską 'Grę o tron'" (obiecywaną przez Erica Kripke w drugiej połowie sezonu), ale niestety, jego realizacja wciąż stoi na niskim poziomie, a bohaterowie to papierowe kukły.
[image-browser playlist="592244" suggest=""]
©2013 NBC
Problemem jest Charlie, a ściślej aktorka, która próbuje ją grać. W dwunastym odcinku twórcy robią z niej prawie że zimnokrwistą Rambo, co wywołuje potężnie komiczny efekt, zwłaszcza gdy w scenach akcji aktorka nie potrafi nawet poprawnie trzymać broni, co raczej nie powinno być trudną sztuką do nauczenia. W takim wypadku nie mogę uwierzyć, że ta nieporadna dziewczyna może kogokolwiek trafić. Ciągle w scenach z Charlie - zwłaszcza tych dramatycznych - pozbawiani jesteśmy emocji, które te momenty powinny mieć. Pozostaje jedynie uczucie zażenowania i śmiechu, a takiego efektu twórcy raczej nie chcieli osiągnąć. Tracy Spiridakos w żadnym aspekcie nie jest przekonująca, nie ma charyzmy, w scenach dramatycznych stroi miny, jakby grała w komedii, nie potrafi wyzwolić ze swojej bohaterki emocji i przede wszystkim - nie jest w stanie wzbudzić sympatii. Widząc ją w tej roli, zaczynam dochodzić do wniosku, że Kristen Stewart z "Sagi Zmierzch" w istocie należy do aktorek wybitnych, bo najwyraźniej są osoby od niej gorsze, które dostają angaż nie mając za grosz talentu.
Pozostałe postacie są o wiele lepsze, ale nikt nie wybija się ponad przeciętność. W Revolution drażni, że twórcy w sposób niebywale sztuczny chcą trzymać tajemnicę w stylu Zagubionych. Czuć to szczególnie w 12. odcinku w rozmowie Rachel z Aaronem o apokalipsie, o której Rachel wie o wiele więcej, niż mówi. Te powiedzonka, spojrzenia, gesty - wszystko wygląda jak amatorska parodia tego, co na wysokim poziomie oglądaliśmy we wspomnianym serialu ABC. Samo wyjawienie powodów zajścia jest zaskakująco satysfakcjonujące. Wszystko w tym serialu jest na tak niskim poziomie, że ten normalny i w miarę ciekawy wątek wydaje się wielkim pozytywem.
[image-browser playlist="592245" suggest=""]
©2013 NBC
W obu odcinkach na plus można również zaliczyć Colma Feore w roli Randalla. Jego pojawienie się w serialu dodaje produkcji kolorytu i wyrazistości, której komiksowemu Neville'owi (Esposito) brakowało i nadal brakuje. Feore w roli łotra spisuje się fantastycznie i nie jest tak papierowy, jak pozostałe czarne charaktery. Zaletą jest również pojawienie się nowej postaci Jima (Malik Yoba), który w roli doświadczonego żołnierza również potrafi być wiarygodny - w odróżnieniu od tych wszystkich pseudo-rebeliantów, którzy jedynie krzyczą i chowają się po kątach.
Revolution raczej do odmóżdżaczy zaliczyć nie można, bo jego poziom jest po prostu zbyt niski, aby mógł zapewniać rozrywkę. Zbyt wiele tu niedorzeczności, głupich wątków i płaskich postaci, aby można było z niego czerpać jakąkolwiek radość. Bardziej przypomina parodię serialu niż poważną produkcję dramatyczną, w jaką celują twórcy.
Ocena: 3/10
Źródło: fot. ©2013 NBC
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat