Stacja Fox proponuje widzom nowy serial medyczny Rezydenci. I choć wydawałoby się, że ta tematyka jest wałkowana po raz setny z rzędu, tutaj rzeczywiście jest na czym zawiesić oko. Oceniamy pilot serialu Rezydenci.
Znaczna część medycznych seriali korzysta z doskonale znanych schematów – mamy szpital, ordynatora, grupę lekarzy, kolejnych pacjentów z mniej lub bardziej nietypowymi schorzeniami, a także toczący się gdzieś w tle wątek drugoplanowy, który umożliwia nam bliższe zżycie się z bohaterami. W tej materii raczej trudno jest podążać nowatorskimi ścieżkami, w związku z czym przy debiucie kolejnej podobnej produkcji mamy nużące uczucie, że wszystko to przecież już było. Tymczasem
The Resident, który w fundamentach również jest typowym serialem medycznym, rozpoczyna swoją karierę w telewizji z dużą pewnością siebie, sprawiając, że nasza uwaga jest w pełni skupiona na ekranie.
Fabuła rozpoczyna się standardowo: wraz z kamerą robimy szybką przebieżkę przez szpital, rzucamy okiem na największą szychę tej placówki, ordynatora Randolpha Bella (
Bruce Greenwood)… Następnie przenosimy się do domu Devona Pravesha (
Manish Dayal) i dowiadujemy się, że ma on dopiero rozpocząć pracę jako lekarz. Sprawa wygląda więc jasno – głównym bohaterem jest początkujący pan doktor, który po raz pierwszy zmierzy się z obowiązkami w nowym miejscu pracy. Szybko okazuje się jednak, że wcale nie Devon stoi w świetle wydarzeń, a fabuła prezentuje nam wielu innych bohaterów, którzy błyskawicznie zaczynają nad nim dominować – w tym także tytułowego rezydenta, dr. Conrada Hawkinsa, w którego wciela się
Matt Czuchry.
To właśnie w grze aktorskiej i wyrazistych postaciach tkwi cała siła pilotowego odcinka serialu – na tych bohaterów aż chce się patrzeć, a ich postawy i zachowania są momentami naprawdę zaskakujące. Wiemy, że ordynator jest niezwykle dumny i boi się przyznać, że czegoś nie potrafi. Wiemy, że Pravesh jest w chwili obecnej kompletnie wycofany, za sprawą tremy i poczucia ogromnej presji ze strony współpracowników. Wiemy, że Conrad to bezczelny chłopak z niewyparzonym językiem, który za sprawą charyzmy (lub odpowiednich kontaktów), owija sobie cały personel szpitala wokół palca. Hawkins nie ma żadnych zahamowań nawet przed ordynatorem i nie boi się wymienić z nim kilku ostrzejszych zdań. Choć pierwszy odcinek serialu trwa ledwie 40 minut, wyraźnie widać, że na tej płaszczyźnie będzie bardzo iskrzyło – arogancki rezydent skupia na sobie całą uwagę, a świetna kreacja Czuchry’ego tylko dodaje dynamiki całości.
Na uwagę w produkcji zasługuje także jej kontrowersyjność – bynajmniej nie mamy tu do czynienia z lekarzami, którzy mają aureolę nad głową. Ich postępki budzą niepokój już od pierwszych minut odcinka, gdy obserwujemy, jak ekipa wykonuje sobie selfie z rozkrojonym człowiekiem leżącym na stole operacyjnym, bądź ustala wspólną wersję wydarzeń, gdy z winy błędu pacjent traci życie. W odcinku pilotowym wcale nie skupiamy się na dramatach jednostki, jak to często w przypadku seriali medycznych bywa – tutaj pacjenci są traktowani jak zwykłe mięso, na którym można ćwiczyć praktykę posługiwania się skalpelem i które rozpatruje się jako zysk dla szpitala. Inny punkt widzenia ma na razie chyba tylko sam Devon, wciąż głęboko zaszokowany światem, w jakim się znalazł. Niektóre sceny w całej swojej bezpośredniości aż mrożą krew w żyłach – w głowie na dłużej utkwiły mi komentarze młodej doktor Okafor (
Shaunette Renée Wilson), która nie wykazuje najmniejszej empatii względem chorych i ich rodzin.
Niemniej jednak, tutaj również mamy do czynienia z warstwą emocjonalną, jednak jak na razie jest ona ukryta pod maskami, jakie wszyscy w tym budynku muszą nosić. W pewnym sensie cały szpital obserwujemy z perspektywy Devona i wraz z nim przeżywamy zimny prysznic w momencie starcia z realiami. Wystarczy jednak przyjrzeć się odrobinę bliżej, by zobaczyć, że nawet taki Conrad skrywa w sobie traumy przeszłości i ból, którego nie jest w stanie ukoić.
The Resident zafundował nam mocne i bezpośrednie wejście, co odrobinę mnie zaskoczyło – konkrety wypowiedzi czy tryskająca krew momentami szokują, co wyróżnia tę produkcję na tle innych jej podobnych. Choć bieżącej akcji jest niewiele, całość mocno trzyma w napięciu, skupiając na sobie pełną uwagę widza. Mam tylko zastrzeżenia do typowo młodzieżowej ścieżki dźwiękowej – popowe hity średnio komponują mi się z całym obrazem, wywołując dziwny zgrzyt w odbiorze. Cała reszta jednak prezentuje się w chwili obecnej bardzo intrygująco i chętnie dowiem się, co wydarzy się dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h