Nowy odcinek serialu Rezydenci może i nie jest szczególnie przebojowy ani zapadający w pamięć, jednak ustanawia punkt wyjścia do dalszych wydarzeń, co również jest bardzo ważne.
Pamiętacie, jak w pierwszym sezonie The Resident przychodzący do szpitala Devon nie mógł pogodzić się z otaczającą rzeczywistością? Jak zszokowany był podejściem Conrada do wielu kwestii, jak bardzo nie mógł pogodzić się z tym, że nie każdego pacjenta da się uratować... Minęło jednak sporo czasu i wszystko w nim samym zdążyło się zupełnie zmienić – 2. odcinek nowego sezonu ma za zadanie zilustrować to, jak długą drogę przebyli bohaterowie od poprzedniej serii i w jakim miejscu znajduje się obecnie każdy z nich. Po bieżącym epizodzie możemy zatem spodziewać się głównie refleksji aniżeli akcji bieżącej – tempo i poziom napięcia trochę na tym tracą, ale przynajmniej ma się to poczucie, że to chwilowe zwolnienie jest całej fabule potrzebne.
Już na początku odcinka poznajemy nową grupę stażystów, z którą musi zmierzyć się Devon. To zabawne, bo jeszcze przed chwilą to on był na ich miejscu – teraz jednak, jako sprawdzony weteran szpitala, może dyrygować młodszymi i przekazywać im to, czego sam przez ten czas się nauczył. Przez większość czasu ekranowego Devon włóczy się zatem korytarzami, a za nim krok w krok podąża grupa studentów pilnie robiących notatki – nie da się ukryć, Manish Dayal nie miał w tym odcinku zbyt wiele do zagrania. Jednak to, jak ważne było właśnie takie a nie inne rozpisanie jego postaci, uzmysłowiła mi konkretna scena – ta, w której przerażony stażysta patrzy na krytyczny przypadek medyczny, a Devon w tym samym czasie wydaje się tym kompletnie niewzruszony. Przez moment widać na jego twarzy głębokie zastanowienie – zapewne on sam doszedł do tych wniosków, do których doszli i widzowie. Praca w szpitalu pozbawia ludzi jakiejkolwiek głębszej wrażliwości i choć kiedyś Devonowi mogło wydawać się, że może przenosić góry, dziś jest już pogodzony z tym, że ludzie umierają na jego rękach. Sam pomysł na poruszenie tego wątku wydaje się ciekawy i jednocześnie dość intrygujący – może być to dobry punkt wyjścia także do późniejszych zdarzeń. W końcu gdyby znikająca wrażliwość Devona nie miała mieć żadnego znaczenia dla rozwoju fabuły, twórcy raczej w ogóle nie decydowaliby się na refleksyjne uziemienie go ze stażystami i odsunięcie od działania.
Przez fakt, że odcinek jest dość spokojny i raczej przegadany, cała akcja wyhamowuje – niewiele się dzieje, a i same przypadki medyczne nie sprawiają tym razem, że włos się jeży na głowie. Najbardziej szkoda mi tego, jak potraktowano chorą na cukrzycę dziewczynkę, która ukradła zapas insuliny – jej wątek tak naprawdę jest jedynie pozornie emocjonalny, a ją samą sprowadzono tylko do roli narzędzia. Miała prawdopodobnie otworzyć oczy młodym stażystom – innego uzasadnienia na jej wprowadzenie do fabuły zupełnie nie widzę, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak mało jej los obchodzi któregokolwiek z głównych bohaterów. Nie przekonuje mnie takie rozwiązanie – dotąd nawet najbardziej anonimowi pacjenci budzili emocje, a tutaj ewidentnie czegoś brakuje. Kradzież leków przez zdesperowane dziecko to zbyt mocny temat, by zbyć go w ten sposób – dla mnie to trochę niewykorzystany potencjał. Wątek dziewczynki nawiązuje jednak całkiem zgrabnie do innej płaszczyzny serialu, jaką jest tematyka związana z biurokracją. Ta mała pacjentka stała się kolejnym pretekstem do tego, by wznieść werbalny bunt przeciwko systemowi – widać wyraźnie, że sprawy administracyjne będą bardzo ważną osią fabularną w tym sezonie.
Drugi pacjent, chłopiec, który przewrócił się na rolkach i u którego przy okazji wykryto guza w jamie brzusznej, wypada już znacznie lepiej – twórcy położyli nacisk na ten wątek, pokazując nam dokładnie, jak doszło do wypadku, a następnie skupiając się na nim na stole operacyjnym (Bell ze skalpelem nad ciałem chłopca to zgroza – podobnie jak główni bohaterowie, także i ja drżałam o jego los, mając świadomość, jak niepewnie dyrektor szpitala swoi na własnych (metaforycznych) nogach). Jednak i tutaj widać wyraźnie, że to też tylko pretekst do podniesienia istotniejszych kwestii – przy okazji wypadku chłopca byliśmy przecież świadkami chaosu informacyjnego i wysłania kilku helikopterów w to samo miejsce. Fajne jest to, że pokazano nam dokładnie, jak wielkim przedsięwzięciem jest działanie pogotowia i ostrego dyżuru – widać, jak długą drogę przebywa pojedyncza informacja, zanim do działania zostaną poderwane odpowiednie służby. Sama scena, w której ratownicy przekrzykują się nad ciałem chłopca walcząc o to, w który helikopter go wsadzić, również przyprawia o ciarki na plecach – ma się nieodparte wrażenie, że ludzkie życie jest tutaj tym, co liczy się najmniej.
Przy okazji wątku chłopca poznaliśmy w końcu bohaterkę, której przybycie zapowiedziano już po pierwszym sezonie – mowa o Julian Lynn, w którą wciela się Jenna Dewan-Tatum. Już na pierwszy rzut oka widać, że Devon jest nią wyraźnie zaintrygowany (a - że tak przypomnę - przecież chwilę wcześniej oglądaliśmy jego rozmowę z narzeczoną o ślubie.... przypadek?), a władze szpitala trochę bezradne, ponieważ dziewczyna przebojowo wkracza w życie placówki i samych pacjentów, proponując im nowe rozwiązania technologiczne. Trudno przewidzieć, jak duża będzie jej rola – na razie postać nie budzi żadnych emocji i wydaje mi się, że potrzeba czasu, by poczuć wobec niej jakąś sympatię bądź coś przeciwnego. I choć wydaje się przebojowa, sama aktorka nie dodaje jej szczególnej charyzmy od siebie – Lynn po prostu sobie jest, nie budząc jeszcze większych emocji. Rejestrujemy jej obecność, jednak nie wydaje się, by jej wprowadzenie było jakimś przełomem. Być może przyjdzie na to czas – zakładam tak także z tego powodu, że sami twórcy zapowiadali, iż dziewczyna sporo namiesza w fabule. Na razie tego nie widać, ale nie ma co skreślać wątku na samym jego starcie.
The Resident odrobinę zwalniają tempa na rzecz wyjaśnienia i uściślenia pewnych kwestii. Jest to oczywiście uzasadnione i potrzebne, jednak przez to odcinek oglądało się już nieco monotonniej niż premierę sezonu. Mam nadzieję, że w dalszych epizodach nadrobimy przestoje i ponownie wrzuci się nas w wir akcji na ostrym dyżurze – to z tym serialowi jest najbardziej do twarzy. Nie odejmuję gwiazdki, bo poziom realizacji wciąż jest bardzo dobry. Przymykam oko i czekam na więcej.