Never Ricking Morty było prawdziwą, szaleńczą jazdą bez trzymanki, a skomplikowanie całej opowieści mogło zaskoczyć nawet największych weteranów, którzy przygody Smithów śledzą od samego początku. Nowy odcinek, zatytułowany Promortyus, jest już zdecydowanie bardziej klasyczny w swojej formie, ale i tutaj pokuszono się o pewien eksperyment. Jest to bowiem pierwszy epizod Ricka i Morty’ego, który nie ma typowej, liniowej struktury. Cała opowieść zostaje nam przedstawiona od środka, a dopiero w mniej więcej połowie cofamy się do początku i poznajemy wydarzenia, które napędziły prezentowaną historię.
Promortyus, jak można wywnioskować z tytułu, bierze na celownik pewne elementy znane z filmowej serii o Ksenomorfach. Mamy tutaj więc tajemniczą planetę, na której znajdują się mokre (co zostaje kilkukrotnie podkreślone) jaja, z których wylęgają się stworzenia o nazwie Glorzo. Następnie podczepiają się one do głów nosicieli i przejmują nad nimi kontrolę. Brzmi znajomo, prawda? Facehuggery są tu oczywistym skojarzeniem, chociaż twórcy w zakulisowym materiale przyznają też, że inspiracją dla nich był Starro – kosmiczny złoczyńca znany z kart komiksów DC. Popkulturowych nawiązań jest tu jednak znacznie więcej, bo znajdziemy bezpośrednie, niewymagające szczególnej spostrzegawczości odniesienia do m.in. Gwiezdnych Wojen i Terminatora.
Cała historia została podzielona na dwie wyraźne części – w pierwszej jesteśmy świadkami tego, jak Rick i Morty próbują wydostać się z planety Glorzo, w drugiej zaś oglądamy ich powrót w to miejsce w celu ratowania Summer. Oba te wątki są równie zabawne, a zastosowanie zabiegu z zaburzoną chronologią wyszło im na korzyść, bo przez to wydarzenia śledzi się z jeszcze większym zainteresowaniem, chcąc dowiedzieć się, co tak naprawdę się tutaj stało. Dużym plusem tego odcinka jest też animacja – ten element mocno zmienił się na przestrzeni lat, co doskonale widać przy zestawieniu epizodu z pierwszym sezonem. Miło widzieć, że twórcy nie spoczęli na laurach i nadal rozwijają warstwę wizualną serialu.
Promortyus ma pewną dość istotną wadę – nie oferuje w zasadzie nic nowego. Nie ma wpływu na całość serialu, nie wnosi absolutnie nic do charakteru postaci i nie odciśnie żadnego piętna na kolejnych odcinkach. Ot, to kolejna przygoda tytułowych bohaterów, która nie idzie zgodnie z planem – coś, co w produkcji Adult Swim widzieliśmy już wielokrotnie. Akcja, humor i mnóstwo popkulturowych odniesień sprawiają, że ogląda się to z przyjemnością, jednak gdzieś z tyłu głowy nasuwa się pytanie: czy to z czasem nie zacznie się nudzić?