Childrick of Mort to kolejny odcinek, który zaczyna się bardzo niepozornie i tym samym usypia czujność widzów. Tym razem taką funkcję pełni niewinny wyjazd na kemping. Jerry uznaje, że będzie to dobra okazja do poprawienia relacji z żoną i dziećmi, a te przy okazji odpoczną od internetu, komórek, gier, w przypadku Summer - również od imprez. Dziwić może obecność Ricka, ale szybko okazuje się, że dla niego nie jest to wycieczka, a ucieczka – przed odpowiedzialnością za liczne potomstwo, które rzekomo spłodził z… żyjącą planetą o imieniu Gaia.
Sanchez senior, przekonany przez swoją córkę, tym razem postanawia jednak nie uciekać i wraz z rodziną udaje się na powierzchnię swojej byłej kochanki – jakkolwiek absurdalnie i komicznie to brzmi. Wraz z córką błyskawicznie i od zera tworzą zaawansowaną cywilizację z kosmicznych dzieci Gai. Jest to też moment, w którym wyraźnie się do siebie zbliżają i czuć łączącą ich więź – to coś, do czego serial nie nawiązywał od końcówki 3. sezonu. Miło zobaczyć, że ten sarkastyczny geniusz ma jakąś ludzką stronę, choć zarówno on sam, jak i twórcy serialu niezbyt chętnie ją pokazują.
Obecność Jerry’ego w odcinku zapowiada jedno – poważne tarapaty, w które wpadnie ten bohater. To coś, do czego fani serialu już przywykli. Tym razem też wszystko na to wskazuje, bo jego kosmiczny wypad z dziećmi okazuje się prawdziwą porażką i skutkuje wybuchem Summer, który zaskakuje nawet Morty’ego. Los męża Beth szybko odwraca się jednak o 180 stopni i z nieudacznika staje się niemal bogiem dla Nieproduktywnych - pozbawionych celu i funkcji w społeczeństwie dzieci planety, co jest też zabawnym nawiązaniem do sytuacji samego Jerry'ego (a po części też jego roli w serialu, bo w ostatnich odcinkach pełnił on co najwyżej rolę tła). Wykorzystując swoją nową pozycję, zakłada on własną, prymitywno-kempingową grupę, która przypomina coś rodem z Władcy Much.
I gdy już wydaje się, że kulminacją odcinka będzie starcie dwóch różnych społeczeństw – zaawansowanego, stworzonego przez Ricka i Beth i prymitywnego pod wodzą Jerry’ego, to na scenę wkracza prawdziwy ojciec potomstwa Gai i wdaje się w walkę z genialnym naukowcem. Tu zaś czeka kolejna niespodzianka, bo to chyba pierwszy raz, kiedy starszy Sanchez wyraźnie nie radzi sobie z rywalem, a jego geniusz i niezawodne do tej pory wynalazki nie pomagają. Jego prawdziwą siłą i wybawieniem okazuje się jednak… rodzina. Zupełnym przypadkiem z opresji ratują go jego wnuki. Happy endu ostatecznie jednak brak, bo wszystko kończy się katastrofą – zarówno na powierzchni Gai, jak i między Smithami jest jeszcze gorzej, niż na początku odcinka.
Childrick of Mort stanowi ciekawe urozmaicenie 4. sezonu i jego poziom jest w dalszym ciągu utrzymany. Dobrze było zobaczyć tu całą rodzinę Smithów we wspólnej przygodzie, bo dawno takiego odcinka nie mieliśmy i to ciekawa odskocznia od przygód tytułowego duetu. Jest tylko jeden problem, który widać od początku tego sezonu, a który w jego końcówce jest jeszcze bardziej odczuwalny. Scenarzyści wyraźnie nie mają pomysłu na jakąś klamrę, która spięłaby to wszystko w całość i gdzieś poprowadziła tę serię. Kolejne pojedyncze i niepowiązane ze sobą przygody nadal bawią, ale z tygodnia na tydzień zwiększają się moje obawy, że taki stan rzeczy nie będzie trwał w nieskończoność. Szczególnie, że zgodnie z zapowiedziami, w planach jest przecież naprawdę wiele epizodów.