Nie tak dawno pod nogami Justina Roilanda zatrzęsła się ziemia. Został on oskarżony o niewłaściwe zachowanie w pracy i pobicie swojej dziewczyny. Ostatecznie zarzuty zostały wycofane, więc nie wiemy, czy były prawdziwe, czy to tylko pomówienia. Jednak studio doszło do wniosku, że nie będzie ryzykować, bo być może kiedyś znajdzie się ktoś, kto potwierdzi autentyczność tych historii. Dlatego podjęto decyzję o zwolnieniu aktora. Najpierw z produkcji Spoza układu, w której zastąpił go całkiem nieźle Dan Stevens, a później z Ricka i Morty’ego. O ile zmiana w pierwszej produkcji mało kogo obchodziła, to już przy tej drugiej sprawa wydała się na tyle poważna, że fani zaczęli się zastanawiać nad sensem kontynuowania historii bez człowieka udzielającego głosu dwóm tytułowym postaciom. Na szczęście Dan Harmon, który jest twórcą i producentem serialu, znalazł idealne rozwiązanie. Zatrudnił bowiem Iana Cardoniego i Harry’ego Beldena, których głosy są… łudząco podobne do tych, którymi posługiwał się Roiland. Mówiąc szczerze, gdybym nie wiedział, że doszło do zmiany, to nawet nie zwróciłbym na to uwagi. Historia zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończyła się scena po napisach finału 6. sezonu. Pan Poopybutthole po rozstaniu z żoną wprowadza się „na chwilę” do Smithów. Oczywiście rozpada się psychicznie i popada w ciąg narkotykowo-alkoholowy. Rodzina na początku to toleruje – Beth wciąż ma wyrzuty sumienia po tym, jak kilka sezonów temu go postrzeliła i wywróciła tym samym jego życie do góry nogami. Jednak co za dużo to niezdrowo. Rick stara się nie widzieć problemu, ale postawiony pod ścianą  przez Morty’ego i resztę zarządza interwencję. Zbiera cały gang, w którego skład wchodzą: Squanchy, Człek-ptak, Gearhead i Gene. Cała szóstka rusza więc na zwariowany „balet”. Co ciekawe, dołącza do nich… Hugh Jackman. Australijski aktor w charakterystyczny dla siebie sposób stawia się w centrum tej historii. Dan Harmon świetnie to wszystko połączył. Namówił Hugh, by sparodiował samego siebie, co ten robi po mistrzowsku, wyśmiewając wszystkie swoje wady. Do tego dostaje się wielu produkcjom z jego udziałem, ale w bardzo fajny i wysmakowany sposób. Ani razu nie poczułem, że scenarzyści sięgają po żarty niskich lotów. Widać również, że Jackman wspaniale się bawił podczas tworzenia swojego alter ego. Chyba tak dobrze jak ja na seansie tego odcinka. Następna historia po raz kolejny ukazuje dość szorstką relację Ricka z zięciem Jerrym. Twórcy stworzyli więc pewne wydarzenie (nie chcę spoilerować), w wyniku którego obaj panowie się do siebie upodobniają. A nawet zaczynają działać jako jeden byt. To szybko eskaluje w coś nieprzewidywalnego i zwariowanego. Rick i Morty zaliczają ciekawy start, choć spora część fanów będzie niezadowolona z faktu, że pierwsze dwa odcinki są osobnymi historiami i w żaden sposób nie rozwijają wątku głównego, czyli walki z Rickiem Primem. Mało tego, obie historie skupiają się na Sanchezie, pozostawiając resztę rodziny w tyle. Nie mają oni za dużo do zrobienia. Nie przeszkadza mi to, ponieważ uwielbiam Ricka i jego zwariowane przygody, choć wolę, jak towarzyszy mu Morty. Nowy sezon potwierdza jednak, że twórcy mają jeszcze sporo zwariowanych historii w zanadrzu i nie zawahają się ich użyć. Nie ma dla nich tematów tabu. Lubią droczyć się z fanami, którzy chcą śledzić historię główną, a nie jakieś poboczne wydarzenia. Scenarzyści to wiedzą i usilnie odwlekają ten moment. Tak samo było przy wydarzeniach z Cytadelą i Evile Mortym. Nikt nie chce za szybko wyłożyć kart na stół. Do końca 7. sezonu pozostało jeszcze osiem odcinków. Jestem przekonany, że przynajmniej kilka z nich popchnie główny wątek do przodu.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj