Siódmy odcinek Rodu Smoka rozpoczął się od pogrzebu lady Laeny. Nie zabrakło nikogo ważnego wśród żałobników, którzy przeżywali tę rodzinną tragedię dwóch rodów. Może oprócz Daemona, który w swoim nonszalanckim i aroganckim stylu dostrzegł coś zabawnego w słowach Vaemonda Velaryona. W każdym razie atmosferę smutku i żalu potęgowała muzyka Ramina Djawadiego, która trafiała prosto w serce. Artysta samą melodią maluje opowieść na ekranie, pogłębiając ją i sprawiając, że wydarzenia są bardziej angażujące. Szkoda tylko, że tak muzycznie ubarwione sceny nie przełożyły się na to, w jakich kolorach je przedstawiono. Z jakiegoś powodu twórcy postanowili stopniowo przyciemniać obraz, jakby zapadał zmrok. I może nie miałabym z tym problemu, gdyby nie fakt, że na zdjęciach promocyjnych rozmowa Rhaenyry z Daemonem odbywała się w dzień. Zresztą czujnego oka widzów też się nie oszuka takimi filtrami. Nie zapadły takie ciemności, jak podczas bitwy o Winterfell w Grze o tron, ale mimo wszystko świadomość tego zabiegu wybijała z rytmu i delikatnie psuła odbiór odcinka – szczególnie we wspomnianej scenie rozmowy. W poprzednim epizodzie doszło do zmiany obsady. W starszą wersję Rhaenyry wcieliła się Emma D'Arcy. Pierwsze wrażenie było pozytywne, mimo że aktorka miała trudne zadanie, aby dorównać fantastycznej Milly Alcock. W najnowszym odcinku rozwiała wszystkie wątpliwości. Kluczowa była scena z Daemonem na plaży, w której dało się wyczuć doskonałą chemię między postaciami. Dzięki temu dalszy ciąg historii, w której Targaryenowie postanowili pobrać się i walczyć o władzę, wypadł tak naturalnie. Czuć, że to małżeństwo ma w sobie siłę. Przeszkodą dla ich szczęścia stał się poczciwy Laenor, który musiał zostać wyeliminowany. Początkowo wydawało się, że został zamordowany przez Qarla w makabryczny sposób, ale jednak Rhaenyra nie okazała się tak okrutną osobą. HBO dokonało zmiany względem książki, oszczędzając Laenora, co raczej nie powinno mieć znaczenia dla historii, bo najważniejszy jest rezultat, czyli ślub Targaryenów. Trzeba też dodać, że ich stroje były wyjątkowe. Jany Temime – projektantka kostiumów – jak zwykle spisała się na medal.
fot. HBO
+10 więcej
Muzyka Ramina Djawadiego również podniosła emocje, gdy Aemond dosiadł Vhagara. Po pierwsze podkreślała majestat i potęgę tego ogromnego smoka, a także maleńkość chłopca, który został jego jeźdźcem. Mimo że wydarzenia wciąż rozgrywały się w ciemnościach, co przy okazji zamaskowało ewentualne niedociągnięcia w efektach komputerowych, to scena robiła wrażenie. Wszystko pięknie zagrało. Natomiast najwięcej emocji wzbudziły kolejne sceny. Córki Daemona oraz synowie Rhaenyry zaatakowali Aemonda, co zakończyło się dla niego utratą oka. O całym wydarzeniu dyskutowano w rodzinnym gronie. Sytuacja była napięta, bo stała się krzywda królewskiemu synowi, a prawda o dzieciach Rhaenyra została w końcu wypowiedziana na głos przez Aegona. Z niecierpliwością wyczekiwaliśmy reakcji Viserysa na te oskarżenia, bo mogły zaowocować początkiem konfliktu między rodami. Prawie do tego doszło, gdy Alicent rzuciła się ze sztyletem w stronę Rhaenyry. Różne emocje targały królową. Czuła się rozczarowana i zraniona – w końcu mąż wziął stronę swojej córki, jej dziecko zostało okaleczone, a sprawiedliwość nie została wymierzona. Poza tym Rhaenyra też mogła czuć się pokrzywdzona, bo jej dzieci ucierpiały fizycznie i na honorze. Choć ta długa scena polegała właściwie tylko na dyskusji i tym krótkim zrywie Alicent, to atmosfera była przyjemnie gęsta. Każdy mógł tutaj ugrać coś dla siebie lub po prostu zniszczyć swoich przeciwników. Spór, który tak ubawił Daemona, został zażegnany, ale zdaje się, że tylko na jakiś czas. Na pozycję namiestnika powrócił Otto Hightower (bardzo dobry Rhys Ifans), który dostrzegł w swojej córce wolę walki o tron oraz dziedzictwo. Dostrzeżenie jej determinacji to sygnał, że konflikt będzie się powoli zaogniać. Małżeństwo umacnia pozycję Rhaenyry, a Velaryonowie (w szczególności Corlys) też nie chcą złożyć broni. Pragną zapewnić wnukom królewską przyszłość. Pozostaje też jeszcze knujący Larys ze Strongów. Coraz mocniej odczuwalne jest to, że ta właściwa gra o tron niebawem się rozpocznie. Najnowszy odcinek Rodu Smoka był po prostu świetny. Gdyby nie ten przyciemniony obraz i niektóre kwestie dialogowe (które brzmiały jak slogany lub wyrwane z poematu frazy) to zachwytów nie byłoby końca. Ważne, że historia jest przedstawiana w bardzo wyważony i umiejętny sposób. Emocje rosną z każdym odcinkiem i to nie ze względu na porywającą akcję czy imponujące smoki, lecz zaogniające się i zmieniające relacje między postaciami. Jest to fascynujące, bo prawdziwie ludzkie. Dzięki temu z niecierpliwością czeka się na dalszy ciąg intryg. Jest naprawdę ciekawie!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj