Nie spodziewałem się po finale wielkiego huku, widowiska czy machiawelicznych spisków. Raczej intrygującego rozwiązania problemu i wielkiej konfrontacji z kardynałem Della Rovere, który czuł się pewnie, mając króla Francji przy swoim boku. Wszystko do tego prowadziło - kardynał wraz z królem zawitali do Rzymu. Jeden chciał papiestwa, drugi Neapolu. Papież praktycznie pozostał bezbronny, powierzając swój los w rękach Boga.
Pomysł na fabułę finału sezonu był nietrafiony i niedopracowany w wielu miejscach. Zamiast zaoferować widzom konkluzję wątków i rozwinięcia czegoś nowego, zaserwowano nam rozczarowujące rozwiązanie. Pomijam kwestię epidemii w Neapolu, która nic szczególnego do fabuły nie wniosła.
[image-browser playlist="608995" suggest=""]© 2011 Showtime Networks Inc
Zaskoczeniem było poproszenie przez króla Karola VIII o prywatną audiencję u papieża. Wówczas kardynał Della Rovere na pewno wiedział, że przegrał tę bitwę. Szkoda, że ostatnie odcinki zawęziły jego postać do przestraszonego duchownego, który jest trzymany mocną ręką w ryzach przez króla. Gdy tylko próbował rozpocząć słowne gierki, król niszczył go jednym zdaniem. Z Della Rovere zrobił się klaun, który nie miał nic ciekawego do roboty. Szkoda, bo Colm Freore zapowiadał się na równego przeciwnika dla Ironsa, a ostatnie odcinki skupiły się w jego wykonaniu na minach zbitego psa.
Wszystko wydawało się uproszczone i przyspieszone. Król, po rzezi dokonanej w mieście Lucca, nie wydawał się bogobojny, a tu nagle pada na kolana przed papieżem. Nie było to do końca zgodne z historią, według której Karol VIII wydawał się w tym temacie bardziej pewny i bezwzględny. Wymusił na Borgii zgodę na przemarsz wojsk i wziął zakładnika. Przez to pojawiła się w samym serialu sprzeczność - w jednej scenie widzimy Karola, który patrzy na papieża, jak na osobę świętą, za którą oddałby życie. W innej żąda papieskiego legata na wyprawę do Neapolu. Według historii nie było tu żadnych legatów, tylko zażądał zakładnika w postaci Cezara Borgii. Nie sprawdziła się wizja twórców na pokazanie tych scen. Nie prościej było trzymać się historii?
To w sumie jedyna ważna rzecz, jaka wydarzyła się w odcinku, ponieważ reszta to wątki poboczne. Zemsta papieża Aleksandra na kardynałach poprzez upokorzenie i odpłacenie się Giovanniemu Sforzy za niewywiązanie się z umowy. Nie do końca pamiętam, jak mówiła o tej sytuacji historia, ale wykorzystanie tutaj sprawdzenia potencji w postaci komicznej sceny i puszystych kobiet wydawało się poniżej jakości tego serialu. Upokorzyli Sforze, który zgodził się na anulowanie małżeństwa. The Borgias nigdy nie błyszczeli humorem, więc taka scena wydawała się kompletnie wyrwana z kontekstu i niezbyt pasująca do klimatu tej produkcji.
[image-browser playlist="608996" suggest=""]© 2011 Showtime Networks Inc
Pod koniec odcinka twórcy zdecydowali się dość szybko popchnąć czas akcji do przodu. Ledwo co dowiedzieliśmy się, że Lukrecja jest w ciąży, a tu już czas na poród. Rozczarowujące było to, że scena porodu i rodzinnego spotkania była ostatnią sezonu. Za mało było w niej emocji, czegokolwiek, co mogłoby usatysfakcjonować i zadowolić wybrednego widza.
Finał sezonu pod wieloma względami trzymał poziom całego serialu. Kostiumy, scenografia, muzyka i aktorstwo - wszystko znakomite. Producenci nadal udowadniali, że tworząc dialogi w klimacie epoki, pozwalają widzom bardziej wczuć się w opowieść. Mało w nich jest współczesności, więcej stylizacji na dawne czasy, co jest wielkim plusem tego serialu. W tym odcinku zawiódł przede wszystkim pomysł na godne zakończenie. Brakowało odpowiedniej dawki napięcia i emocji. Może takie było zamierzenie, aby widz spokojnie czekał rok na kolejny sezon?
Ocena: 6/10