Akcja dziesiątego odcinka zaczyna się w tym samym momencie, w którym skończył się poprzedni. Można pokusić się o stwierdzenie, że powtórzył się cliffhanger z końca pierwszej części sezonu - i trzeba przyznać, że twórcy z każdego takiego chwytu wywiązują się znakomicie, potrafiąc przy tym zaskoczyć. Tym bardziej że w jednej chwili oglądamy Walta, który potrafi grozić Hankowi prosto w oczy, a minutę później, gdy szwagier już go nie widzi, zaczyna panikować. To pokazuje, po jak kruchym lodzie stąpa główny bohater.

Konfrontacja Waltera ze swoim szwagrem ma poważne konsekwencje. Przede wszystkim - Hank oraz Marie dowiadują się, że Skyler wiedziała o poczynaniach swojego męża, jednak nie wiedzą, jak duży miała w tym udział. Relacje w małżeństwie White'ów oczywiście pozostawiają wiele do życzenia, ale gdyby Skyler w jakikolwiek sposób obciążyła Walta, sama prawdopodobnie zostałaby oskarżona o szereg przestępstw, w tym o pranie brudnych pieniędzy. A skoro Hank poza swoimi domysłami nie ma żadnych twardych dowodów przeciwko Heisenbergowi, Walt wraz z żoną postanawiają współpracować, by uniknąć kary.

Taki punkt wyjścia jest niesamowicie interesujący, szczególnie że wiemy o wydarzeniach z przyszłości. Dom White’a na pewno nie został zdemolowany przez policję. Czy to kartel, czy zwykli chuligani grasujący ze sprayami? Nie jest to tak istotne jak sam fakt, że prawda musi wyjść na jaw prędzej czy później. Może się też okazać, że Hank ujawni swoim współpracownikom szczegóły śledztwa, a sprawa zostanie nagłośniona przez media. Możliwości jest wiele, więc twórcy mają ogromne pole do popisu.

[video-browser playlist="635548" suggest=""]

Dodatkowo ciekawie obserwuje się relacje między bohaterami, którzy przecież tworzą rodzinę. Hank i Marie chcą, by Walter poniósł konsekwencje swoich czynów, próbują także przekonać Skyler do pomocy w tym. Sytuacja jednak zmienia się diametralnie po rozmowie między siostrami. Rodzina jest rozsypce. Pozostaje tylko czekać, aż o wszystkim dowie się także Walter Jr.

A jednak mimo tempa (odcinek rozgrywa się w przeciągu ponad dwudziestu czterech godzin!) i nagromadzenia wydarzeń, najnowszy epizod serwuje nam zdecydowanie najmniej emocji z całego piątego sezonu. To wina mało błyskotliwych dialogów najpierw między Hankiem a Skyler, później między tą drugą a Marie, a także aktorstwem tych dwóch pań. Zarówno Anna Gunn, jak i Betsy Brandt, nie są aktorkami wybitnymi, a ich postaci nie mają szansy na wybicie się. Toteż sceny między siostrami wyglądają dość sztywno, aczkolwiek kłótnia o dziecko Skyler wypada naprawdę dobrze. Także wątek dalszej działalności Lydii nie wydaje się zbyt atrakcyjny, jednak zapewne to dopiero małe nawiązanie i nowe laboratorium Todda jeszcze uprzykrzy życie bohaterom.

Na osobny akapit zasługuje wątek Jessego, który jest… fatalny! Już w pierwszym odcinku po przerwie dało się zauważyć, że bohater został mocno wycofany, a widz obserwuje go jedynie wtedy, gdy ten wyrzuca pieniądze przez okno albo zamartwia się na kanapie i gapi w ścianę. Zapowiada się powtórka z trzeciego sezonu, gdy historia Pinkmana była równie mało interesująca. Mam nadzieję, że to tylko przeczekanie, aż akcja ruszy do przodu, i Jesse (a co za tym idzie - także Aaron Paul odgrywające tę rolę) pokaże, na co go stać.

W momencie, gdy do końca serialu (serialu - trzeba zaznaczyć – wybitnego) zostało tylko sześć odcinków, scenarzyści serwują nam jeden z najmniej ciekawych epizodów od lat. Dzieje się dużo, wszystko prze do przodu, a końca i tak nie widać. Każdy odcinek przynosi zaskoczenie - i to nie jedno. Tak jest i tym razem, jednak twórcy muszą się bardziej postarać, by zaszokować przyzwyczajonego do takich zagrań widza. Jak na zwykły serial, "Buried" jest odcinkiem dobrym, jednak wszyscy wiemy, że Breaking Bad zwykłym serialem nie jest.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj