Gdy obejrzałem pierwszy odcinek Black Sails, miotały mną mieszane uczucia. Poniekąd oczekiwałem dużo bardziej poważnych "Piratów z Karaibów". Moje przypuszczenia faktycznie zaczęły się spełniać - choć nie od początku. Pierwszy odcinek był nieco jak podrzędny artysta chcący spełnić się, pokazując wszystko na raz. Nie podobało mi się to, ale dałem serialowi kredyt zaufania, co się opłaciło. Drugi odcinek był dobry, a trzeci nawet go przebił.
Jeśli ktoś liczył na to, że w "III" w końcu ujrzymy piratów wypływających w rejs, to się przeliczył. Scenarzyści osadzają akcję na lądzie, ale trudno im się dziwić. W momencie, gdy statek wypłynie na szerokie wody, nie będzie już takich możliwości rozbudowania bohaterów i dodawania nowych postaci jak obecnie. Poza tym aktualne wydarzenia też są w miarę interesujące.
Motywy odcinka można podzielić na dwa rodzaje. Pierwsze to wszelkie dyskusje i akcje związane z pirackim życiem oraz polityką, a drugie - różne mini-historie poboczne, w których pierwsze skrzypce grają uczucia między bohaterami. Podział ten jest ważny, bo trudno pozbyć się wrażenia, że większość wątków romantycznych jest tu wciśnięta nieco na siłę, a przez to nie porywają i są po prostu nudne. Przeplatają się one z dużo lepiej przeprowadzonymi rozmowami Garlowa, Gatesa czy Johna.
[video-browser playlist="634466" suggest=""]
Nie mam nic przeciwko, jeśli od czasu do czasu któraś z piękniejszych pań odsłoni to i owo, ale mam wrażenie, jakby ktoś próbował kupić tym moją uwagę. Jest trochę takich scen, a reżyser najwyraźniej stwierdził, że są dobrą metodą na przekonanie widza do serialu, ale efekt jest odwrotny od zamierzonego. Eleanor jest zwyczajnie nudna i przewidywalna, a twórcy wiedząc o tym, serwują tego typu sceny, żeby jeszcze cokolwiek zostało nam z niej w pamięci, jednocześnie pokazując nam kapitana Vane'a w trochę innym świetle. Podobnie jest z Max, która wnosi minimum do losów bohaterów (poza wywoływaniem kłótni). Serial dużo by zyskał bez poświęcania tyle uwagi tym dwóm postaciom i zamiast tego skupieniu się na losach piratów.
Na szczęście perypetie tej dwójki to tylko część odcinka - reszta wątków prezentuje o niebo wyższy poziom. Czarny humor miesza się z poważniejszymi motywami, a z tego połączenia wychodzą świetne dialogi. Jestem wdzięczny autorom za to, że nie próbują robić z serialu o piratach następnej przerysowanej produkcji akcji, gdzie rozmowy to tylko dodatek do całości. To właśnie one decydują o wysokim poziomie odcinków.
Największą zaletą jest naturalność odgrywanych postaci. Nie ma zbyt wiele sztuczności (zazwyczaj obecnej w tego typu produkcjach), każdy aktor jest przekonujący. Vane nie musi nikomu niczego na siłę udowadniać podczas negocjacji, bo po prostu każdy już z samego wyglądu i zachowania postaci wie, że lepiej się nie wychylać. Nie ma tu przerysowanych bohaterów, którzy przy każdej okazji muszą udowodnić coś światu.
Dostajemy odcinek dobry. Można zgodzić się z opiniami, iż jest on trochę przegadany, a przez to momentami zalatuje nudą, ale wciąż jest to epizod nasycony świetnymi dialogami. Oko cieszy dobra gra aktorska, która wywyższa epizod ponad przeciętność.