W dwóch ostatnich tomach Sandmana zwiedzaliśmy uniwersum Władcy Snów. Podróżowaliśmy przez epoki i zahaczyliśmy o królestwo wykreowane w wyobraźni niejakiej Barbary. W Ulotnych życiach trafiamy w samo epicentrum Śnienia. Spotykamy Morfeusza w niezbyt ciekawym stanie. Właśnie rzuciła go kobieta, w której był (a w zasadzie nadal jest) zadurzony po uszy. Teraz stoi na balkonie swojego posępnego zamczyska i moknie podczas niekończącej się ulewy (którą notabene sam wywołał).  Wpatrzony w ciemność błądzi gdzieś myślami. Ta dramatyczna poza i melancholijny, wręcz werterowski stan ducha może budzić uśmiech politowania, ale jego poddanym nie jest do śmiechu. Sen popadł w marazm, a jego królestwo zamarło w oczekiwaniu. Czy jest ktoś, kto wybudzi Morfeusza? Sandman. Tom 7: Ulotne życia koncentrują się na Nieskończonych. To nie śmiertelnicy tym razem są w centrum wydarzeń, a wszechmocne rodzeństwo, które do tej pory niezbyt często występowało na pierwszym planie. Znajdująca się w centrum wydarzeń Maligna wydaje się najważniejsza, ale w rzeczywistości wszyscy bracia i siostry dostają istotne dopełnienie. Pożądanie, Rozpacz, Śmierć i Los nie dominują opowieści, ale dostają wątek, który pokazuje nam ich nieco bliżej, a nawet głębiej. Czy Pożądanie rzeczywiście jest tak bezlitosny? Czy w Rozpaczy nie ma nadziei? Bardzo dużo dowiadujemy się również o Zniszczeniu – Nieskończonym, który postanowił odejść. Ulotne życia zaspokajają głód czytelników łaknących przygód Snu i jego rodzeństwa. Wreszcie są oni bohaterami z krwi i kości, a nie tylko ulotnymi zjawiskami czy siłami natury. Co więcej, tocząca się opowieść jest niezwykle istotna dla uniwersum Sandmana. Ostatnie tak ważne wydarzenia mieliśmy w Porze mgły.
Egmont
Ulotna życia ma interesującą formę. Pierwsza część tomu jest hołdem oddanym opowieściom drogi. Tę konwencję Neil Gaiman darzy wielką estymą, o czym przekonaliśmy się, czytając i oglądając Amerykańskich bogów. Podróż Snu i Maligny ma w sobie coś z wyprawy Cienia i Odyna. Dwie nieskończone jednostki przemierzają Stany Zjednoczone, uczestniczą w prozaicznym życiu śmiertelników i spotykają to, co należy do świata magii. Ten segment tomu zawiera nieco czarnego humoru, bo zestawienie Morfeusza z jego rozdygotaną siostrą jest dobrym generatorem komizmu. Oczywiście właściwy balans zostaje zachowany – Neil Gaiman niczym genialny alchemik miksuje żarty, mrok, dramat, obyczaj i tragedię. Serwuje nam eklektyczną mieszankę, która stanowi wyznaczniki jego stylu artystycznego. Co prawda w niektórych miejscach pojawiają się niedomknięte wątki, a inne nie mają właściwiej podbudowy w fabule, ale sama historia jest na tyle atrakcyjna, że da się przymknąć na to oko.
Egmont
Druga część tomu przedstawia już nieco bardziej skomplikowaną opowieść. Wszystko skupia na pytaniu: czemu Zniszczenie opuścił Nieskończonych. Długi dialog zahacza o kwestie egzystencjalne i dotyka również idei samego rodzeństwa – jaką rolę powinni odgrywać w życiu śmiertelników? Powyższe prowadzi do kolejnego kluczowego wątku w komiksie: Sen zrzuca maskę obojętności wobec otaczającego go świata i pozwala sobie na ludzkie uczucia. Jedna się ze swoim synem Orfeuszem, którego historię poznaliśmy w poprzednim tomie. Okazuje się, że Sen cierpiał właśnie przez los, jaki zgotował swojemu dziecku. Zanim jednak dochodzi do katharsis, Morfeusz ze znamiennym sobie zadufaniem próbuje wywrzeć presję na swoim bracie. Spotkanie Sandmana, Maligny ze Zniszczeniem i Barnabą ma eteryczny klimat. Gospodarz rozmawia ze swoimi gośćmi w piękną, gwieździstą noc, w bardzo urokliwym miejscu. Rodzeństwo dywaguje, podczas gdy w powietrzu wisi coś ulotnego. Ten segment jest przepięknie narysowany i oddaje wyjątkowość chwili. Ma on po prostu swój niepowtarzalny klimat. Ulotne życia to jeden z najistotniejszych momentów w sandmanowskiej epopei. W tomie padają kluczowe pytania, na które Gaiman oczywiście nie odpowiada wprost. Stosuje formę przypowieści, nie bojąc się języka poezji, symbolizmu czy metafor. Mamy tu do czynienia z zaawansowaną na każdym poziomie opowieścią. Do jej odpowiedniego odczytania potrzebna jest wiedza historyczna, literacka i filozoficzna. Z drugiej strony nie trzeba rozszyfrowywać łamigłówek autora, żeby bawić się przednio podczas lektury. Fabuła sama w sobie jest tak atrakcyjna, że wystarczy podążać za narracją, żeby doświadczyć wielu emocji, czytając tego Sandmana.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj