Podobnie jak to miało miejsce w premierze pierwszego sezonu twórcy zaczynają odcinek od przedstawienia widzom przewodniej tajemnicy: dziwacznego rodzeństwa, dziecka po traumie i sekretu morderstwa. Nowa historia momentalnie przykuwa uwagę i potrafi zaintrygować. Wątek budowany jest solidnie, z odpowiednim dozowaniem informacji, które wystarczają, by pobudzić ciekawość. Z nowych postaci najlepsze wrażenie robi Opal Sinclair, która z uwagi na swój sposób bycia wygląda, jakby została wyjęta z filmu o rodzinie Adamsów. Devious Maids przyzwyczaiły do tego, że choć zarysowują wątek sezonu na samym początku, jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Odkrywanie mrocznych sekretów nowych bohaterów, ich interakcje z lubianymi postaciami i rozwiązanie powinno zapewnić świetną zabawę na cały sezon.
Wszystko wskazuje na to, że twórcy w drugiej serii zaserwują widzom dwie główne tajemnice. Historia Powellów w ogóle nie straciła swojego uroku w naśmiewaniu się ze stereotypowych przywar bogatych mieszkańców Beverly Hills. Ich relacje udaje się rozbudować i pokazać w ciekawszym świetle niż wcześniej. Na początku sądziłem, że cały napad został zorganizowany przez Adriana, ale wraz z kolejnymi scenami Powellów wydaje się to mało prawdopodobne. Intryga jest dopracowana, pomysłowa i może być świetnym drugim oparciem dla tego sezonu, zwłaszcza z uwagi na nową pokojówkę, którą poznajemy w cliffhangerze. Zmiana dynamiki tej rodziny to spory pozytyw.
[video-browser playlist="634728" suggest=""]
Rosie nadal wzbudza wiele sympatii i ogląda się ją z nieskrywaną przyjemnością. Choć wątek momentami trąci telenowelą, jego komplikacja w typowym dla tego serialu stylu bardzo dobrze go urozmaica. Najważniejsze jest teraz to, by nie kontynuowano jej schadzek ze Spence'em, ale rzucono tę postać na nowe, ciekawsze wody. Jedna ze scen wyraźnie sugeruje, że w historii Rosie pojawi się powiew świeżości.
Carmen nadal jest postacią, na którą twórcy nie mają dobrego pomysłu. Kiedy ukazali jej przemianę z próżnej jędzy w kobietę z sercem, trzeba było iść krok dalej. Niestety, Carmen powraca do tego, czym irytowała w pierwszym sezonie. Woda sodowa uderza jej do głowy, co widać w traktowaniu Odessy, a to już zaczyna denerwować. Wątek tej bohaterki musi zostać rozbudowany i skierowany w inną stronę, gdyż czuć tutaj wtórność. To najsłabszy element pierwszego odcinka.
Devious Maids nie straciły żadnych swoich zalet z pierwszego sezonu. Nadal jest sporo dobrego humoru, sympatyczne bohaterki i solidne wątki, które stanowią o sile tej lekkiej i niezwykle przyjemnej produkcji.