Ostatnio, choćby za sprawą Breaking Bad, a jeszcze wcześniej - pionierskiej Rodziny Soprano, telewizyjni antybohaterowie królują na małym ekranie, szczególnie na stacjach kablowych. Ewolucja tych postaci jest z reguły przesiąknięta czarnym humorem, realizmem, brutalnością i seksem. Kanały Wielkiej Czwórki nie mogą sobie na to pozwolić. Korzystają bowiem z publicznych fal radiowych, a z tym związane są pewne restrykcje. Wszystko jest więc odpowiednio stonowane i sprowadzone do rangi komediodramatu. Spektrum kontrowersji, w jakim mogą poruszać się twórcy, jest zawsze ograniczone, a tylko nieliczne produkcje czują się w jego ramach jak ryba w wodzie. Taki był choćby Dr House stacji FOX, a teraz z tej samej stajni otrzymujemy bardzo obiecujące Rake.

Keegan Deane to wpół bezdomny adwokat mający niemałe problemy z hazardem i alkoholem. Obecnie mieszka ze swoimi przyjaciółmi ze studiów. To niesamowicie zadłużony i nieco szalony lekkoduch oraz egoista, który na każdym kroku próbuje znaleźć sposób na zarobienie trochę grosza. Nie jest to najkorzystniejszy obraz głównego bohatera jako człowieka, ale trzeba przyznać mu jedno – jest całkiem niezłym prawnikiem.

Serial ma dość pokaźną obsadę, ale tylko jedną gwiazdę. Greg Kinnear okupuje każdą scenę i kradnie wszystkie z nich. Gdyby nie fakt, że Rake oparte jest na australijskiej produkcji o tym samym tytule, można by powiedzieć, że rola Deane’a została stworzona dla aktora nominowanego do Oskara za Lepiej być nie może. W pilocie Kinnear świetnie radzi sobie w roli obrońcy seryjnego mordercy (jak zwykle znakomity Peter Stormare), który ma pomysł na sequel filmu telewizyjnego, jaki powstał w oparciu o jego zbrodnie. Odcinek pełen jest sekwencji wręcz absurdalnych, które od samego początku kształtują tożsamość serialu i jego stylu humoru. Keegan przez cały epizod próbuje pozbyć się ogromnego, wykwintnego tuńczyka, jakim "zapłacił" mu jeden z klientów. Jego początkowo niezwykle duża wartość maleje z każdą minutą, a sceny negocjacji pod barem sushi czy lodówka z rybą za plecami Deane’a na spotkaniu z prasą to jedne z najjaśniejszych punktów tej bardzo udanej premiery.

[video-browser playlist="633943" suggest=""]

Konstrukcja Rake to nie lada zagadka. Motyw prawniczy jest tu dość mocno zaznaczony, ale całkowicie przyćmiony przez serię niefortunnych zdarzeń, jakie spotykają głównego bohatera. Nie przypiąłbym również serialowi łatki procedurala. Być może w każdym następnym odcinku Deane zajmie się obroną kolejnych niegodziwców przed sądem, ale odnoszę wrażenie, że będzie to służyć ewolucji postaci i jej pojedynków z nałogami, burmistrzem, byłą żoną, ulubioną prostytutką tudzież bukmacherem. Wszystko kręci się tutaj wokół Keegana i wszelkie "sprawy tygodnia" będą zaledwie dodatkiem na drugim planie. Jeżeli jednak zostaną tak świetnie rozpisane jak w pilotowym odcinku, to nikt nie powinien mieć zastrzeżeń. Wątek seryjnego mordercy oglądało się z niemałą przyjemnością – uczuciem, które tylko zostało wzmożone po świetnym twiście w trzecim akcie.

Rake zaliczyło mocny start i pierwszy sezon zapowiada się naprawdę dobrze. Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest fakt, iż wyniki oglądalności pilotowego odcinka pozostawiają nieco do życzenia. Jeżeli serial będzie nadal prezentować taki poziom, jego ewentualną kasację po pierwszej serii będzie naprawdę trudno przyjąć do wiadomości. Oby na jednym sezonie się nie skończyło.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj