Poczynania prezydenta Martineza, Blake’a Sterlinga, Seana Walkera i grupki ludzi nie z tego świata, śledziłem od samego początku. Trudno powiedzieć, dlaczego serial ten nie przyjął się wśród amerykańskiej publiczności. Może dlatego, że nie znaleźli w nim nieskazitelnego odbicia Zagubionych i 24, którego powstanie stacja NBC tak hucznie zapowiadała?

Seriale opowiadające o 'innych', przybywających, by przejąć kontrolę nad naszą planetą, powróciły na ekrany telewizorów ze zdwojoną siłą. Trochę monotonne więc może okazać przesiadanie się z odcinka Zdarzenia na chociażby V (2009). Koniec końców, my, serialowi zapaleńcy, kończymy oglądając obydwa seriale od deski do deski, nie odczuwając przy tym żadnej frustracji. Chyba że w momencie, w którym ten lepszy zostaje anulowany, a gorszy dalej święci triumfy.

[image-browser playlist="610737" suggest=""]

Cała opowieść toczy się na trzech płaszczyznach, które nawzajem się przeplatają. Raz śledzimy poczynania Białego Domu i samego prezydenta Martineza, chwilę później znajdujemy się pośród ludzi Sophii, a jeszcze innym razem ruszamy w pogoń za Seanem Walkerem. Wraz z upływem kolejnych odcinków, wszystkie te płaszczyzny zaczynają się do siebie zbliżać, by w finale spleść się w spójną całość.

W przypadku seriali, które zostały anulowane, bardzo trudno jest pisać o tym, czy finał był dobry, czy nie. Z jednej strony, chcielibyśmy jak największej dawki napięcia, która jednak nie powinna zostać do końca rozładowana, bo pozostanie po niej pewien niedosyt. Z drugiej strony, mało kto lubi, gdy serial nie mający przyszłości, kończy się ogromnym cliffhangerem, a podjęte w nim wątki, nie znajdują ostatecznych odpowiedzi. Tak było na przykład z Jericho. Widownia snuła niezliczone teorie i hipotezy, liczyła na kolejną szanse dla serialu, ale podświadomie każdy wiedział, że prawdopodobieństwo na ponowne wznowienie jest bardzo nikłe. Do czego zmierzam? Do tego, że bardzo nie lubię być pozostawianym bez odpowiedzi. Owszem, finał wspomnianego przeze mnie Jericho był świetny, ale pozostawił po sobie mnóstwo pytań, przez co serial, mimo że oficjalnie zakończony, wydawał się pozostawać urwanym w połowie.

Twórcy The Event świadomi byli sytuacji swojej produkcji i postanowili rozwiązać większość najważniejszych wątków. Mimo takiej decyzji, udało im się stworzyć finał, który wyczerpując treść pierwszego sezonu, zdołał zasiać w głowach widzów pewne zwątpienie. Historia nie została urwana w połowie, co najwyżej zapoczątkowano, albo raczej zasugerowano, kolejny jej rozdział. Jego dalszą treść pozostawiono wyobraźni fanów, nie zadręczając ich przy tym nurtującymi pytaniami, na których odpowiedzi szukali by w finale. Jednym słowem, wilk syty i owca cała.

[image-browser playlist="610738" suggest=""]

Jeśli oglądaliście The Event rzetelnie, odcinek po odcinku, to na pewno zgodzicie się ze mną, że druga część sezonu, była dużo ciekawsza, niż pierwsza. Akcja była prowadzona już dużo sprawniej. Wreszcie coś się działo, działo się wręcz bardzo dużo. Dawki takiego napięcia, jakie można było uświadczyć w ostatnich epizodach, próżno szukać w jakimkolwiek innym serialu debiutującym w sezonie 2010/2011. Szkoda, że twórcy ocknęli się dopiero na półmetku. Może osiedli na laurach, po rekordowym wyniku oglądalności premierowego odcinka, a dopiero późniejsze notowania, spadające na łeb na szyję, zmusiły ich do działań?

Odchodząc na chwilę od kwestii fabularnej konstrukcji serialu, warto poświęcić parę słów obsadzie aktorskiej The Event. Jedną z najlepiej obsadzonych ról była postać Eliasa Martineza. Wykreował ją Blair Underwood, aktor, który do tej pory nie zdołał przykuć na dłużej mojej uwagi. Tutaj spisał się świetnie. Zagrał bardzo charakterystycznie i pewnie. Nie dał przyćmić się nikomu innemu, kto wcielał się w polityków z Białego Domu. Pełnił najważniejszy tam urząd, a patrząc na niego, po prostu wiedziało się, że to jego należy szanować najbardziej.

Trochę inaczej było z rolą Seana Walkera, jednego z pierwszoplanowych bohaterów. Może wielu z Was nie zgodzi się z tym stwierdzeniem, ale Walker był po prostu nijaki. Ani nie wyglądał jak zwykły szarak, nie sprawiał wrażenia komputerowego geeka, a już na pewno nie pasował do profilu wojownika ninja, w którego zamieniał się u boku Vicky Roberts. Podobnych przypadków źle obsadzonych ról, jest w {{The Event} na szczęście niewiele, a jak już są, to zazwyczaj dotyczą pobocznych postaci, które nie psują efektu pracy pozostałych aktorów.

[image-browser playlist="610739" suggest=""]

Chwała twórcom za to, że zdołali w bardzo poważny sposób podejść do obranej przez siebie tematyki. Serial, chociaż z pogranicza science fiction (akcji, dramatu i problematyki politycznej), ani na chwilę nie traci na swojej wiarygodności. Pomimo licznych uproszczeń, nie kwestionujemy zbytnio autentyczności oglądanych scen. Patrząc na zburzenie Pomniku Waszyngtona czy teleportację autobusów, nie myślimy o kurczę, ale to było sztuczne. Akceptujemy umiejętności Uśpionych, chociaż podświadomie wiemy, że są one jedynie wyrazem ludzkiej fantazji. Świadomość tego, nie psuje nam jednak przyjemności oglądania. I za to kolejny punkt.

[image-browser playlist="610740" suggest=""]

Szkoda, że z racji anulowania produkcji, stacja NBC nie wyraziła chociaż zgody na emisję dwugodzinnego odcinka finałowego. Większość fanów powinna i tak być zadowolona z wrażenia, które pozostawiło po sobie Zdarzenie. Nie sądzę też, żeby ktokolwiek, kto oglądał ten serial, żałował wydanego nań czasu. Na chwilę obecną, pozostaje nam gorąco dopingować producentów i twórców, którzy rzekomo rozpoczęli poszukiwania nowej stacji, która zgodziłaby się na dalszą realizację serii.

Czytaj także: [AKTUALIZACJA] "The Event" oficjalnie skasowane, ale...

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj