Wreszcie poznaliśmy mroczną tajemnicę Turnerów – dowiedzieliśmy się, w jakich okolicznościach zginął Jericho. Wbrew niektórym kuriozalnym teoriom, nie został ugotowany (owe rozwiązanie sugerował permanentny food porn). Nie umarł również pod niefrasobliwą opieką Seana i Juliana. Jedyną odpowiedzialną za śmierć dziecka okazała się pani domu. Dorothy z powodu przemęczenia i roztargnienia zostawiła chłopca w rozgrzanym samochodzie, popełniając niewybaczalny i tragiczny w skutkach błąd. Przydarzył się jej największy koszmar matki. Śmierć dziecka z powodu własnego zaniedbania to coś, co trudno sobie wyobrazić. Nic dziwnego, że zdarzenie to wpędziło całą rodzinę w głęboką traumę. Powyższe rozwiązanie nie zadowoliło wszystkich widzów. Część oglądających spodziewała się nieco bardziej makabrycznych szczegółów i udziału w intrydze sił nieczystych. Moim zdaniem powyższe rozstrzygnięcie pasuje tutaj jak ulał. Intymna historia o cierpiących rodzicach dużo by straciła, gdyby twórcy zaczęli wdrażać wyszukane koncepcje fabularne. Gdyby nie wątki paranormalne związane z Leanne, Servant mógłby być doskonałym dramatem psychologicznym. Wszechobecna dziwność tylko intensyfikuje klimat, dzięki czemu całość jest taka osobliwa. Motywy nadnaturalne są jednak obecne w serialu i nadal stanowią poważną zagwozdkę. To ich geneza nie została jeszcze wyjaśniona i to rozstrzygnięcia w tej kwestii będą stanowić klucz do rozwiązania zagadki Servant. Serial wciąż czuje się jak ryba w wodzie w konwencji grozy. Nadal dobrze gra elementami znamiennymi dla takiej estetyki. Twórcy mieszają prawdę z fałszem, wplątując we wszystko motywy wywołujące gęsią skórkę. Przykładowo, w ósmym odcinku Julian zostaje wepchnięty w sam środek horroru. Przydzielony do opieki nad Jericho odkrywa z przerażeniem, że dziecko znów zamieniło się w lalkę. Próbując rozwikłać tę zagadkę, zagłębia się w przeszłość i stara się odnaleźć odpowiedź w samym sobie. Widzowie dowiadują się, że jest on powiernikiem straszliwej tajemnicy. Nagle oczywiste stają się jego ciągłe podenerwowanie i wielki pociąg do alkoholu. Cały odcinek skupia się na tej postaci. Konwencja grozy nie przeszkadza w rozbudowie bohatera - wręcz przeciwnie nadaje mu głębi i sprawia, że staje się istotny fabularnie.   Julian rządzi w ósmej odsłonie. Dziewiąta skupia się na Dorothy. W obydwóch epizodach Leanne znajduje się nieco na drugim planie, ale nie ma wątpliwości, że to ona tutaj rozdaje karty. Dziewczyna ma plan i właśnie zaczyna jego realizację. Poprzednie odcinki rzuciły nieco światła na tę postać. Dowiedzieliśmy się, że nie ma ona złych intencji i najważniejsze dla niej jest dobro dziecka. Teraz widzimy, że stara się obudzić bohaterów z letargu po tragedii. Wystawia Dorothy na bodźce, które mają na celu przypomnienie jej to, co uczyniła. Naraża Juliana na koszmar przywołujący mroczne wspomnienia. Odbywa z Seanem rozmowę, podczas której padają kluczowe pytania. W końcówce dziewiątego odcinka Leanne wykłada karty na stół, dając do zrozumienia wszystkim, że pojawiła się w rodzinie Turnerów nie tylko po to, żeby zaopiekować się Jericho. Jak na razie jednak cel pozostaje ukryty. Wydaje się, że najlepsze twórcy zostawili na sam koniec. Ciekawe, w którą stronę podąży tutaj fabuła. Anioł? Demon? Czarownica? Jakie cele jej przyświecają? Pragnie ona pomóc Turnerom czy raczej ich ukarać? Balonik oczekiwań został napompowany do granic możliwości. Miejmy nadzieję, że nie pęknie on przedwcześnie.
fot. Apple TV
+5 więcej
Omawiane odcinki mają dość ponury charakter, więc tym razem obyło się bez nagromadzenia komicznych motywów. Również gotowanie znajduje się na dalszym planie, choć kulinarne reality show z udziałem Seana to błyskotliwe mrugnięcie okiem do wszystkich zmęczonych współczesnymi telewizyjnymi bzdurkami. Twórcy ozdabiają jak mogą kameralną opowieść różnorakimi szczegółami i detalami. Wszystko po to, żeby wzmocnić dziwaczność, a całości nadać charakter czegoś balansującego na granicy koszmaru i komedii. Tym razem akcenty postawione są bardziej po stronie estetyki grozy. Na szczęście zmiana balansu nie wpływa na jakość artystyczną. Servant zaliczył chwilowy spadek formy mniej więcej w połowie sezonu. Teraz jest dużo lepiej i to naprawdę dobry prognostyk przed wielkim finałem. Niezależnie, jak wypadnie ostatnia odsłona, możemy mówić tutaj o pozytywnym zaskoczeniu. Przez większość czasu ekranowego udało się utrzymać wyjątkową atmosferę, a bieżące odcinki umiejętnie pobudzają apetyty przed końcowym rozstrzygnięciem. Twórcy potrafią grać tajemnicami, ale też nie szczędzą nam odpowiedzi, gdy jest to konieczne. Dzięki krótkim epizodom nie odczuwa się praktycznie w ogóle dłużyzn. Pełen sukces? Z ostatecznym wyrokiem poczekajmy do finałowej odsłony.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj