To już ósmy sezon i bohaterowie swoim zachowaniem nie powinni niczym nas zaskoczyć, a jednak to się udaje. Jest to zasługa obsady. Bohaterowie mają odrębne wątki, jednak raz na jakiś czas spotykają się w domu, wchodząc ze sobą w ciekawe interakcje. Są to sceny przyjemne dla oka. Raz jest poważnie (jak podczas rozmowy Fiony i Iana), innym razem zabawnie (gdy rodzina zakłada się, ile Frank wytrzyma w nowej pracy), czasem zaś zdarzy się, że ktoś nieoczekiwanie wpłynie na zachowanie drugiego członka rodziny (np. senior rodu Gallagherów na Lipa). Pomysłem, który najbardziej odświeżył formułę serialu było umieszczenie Carla w roli spoiwa całej rodziny. Dzieciak przez to trochę się uspokoił, ale jestem pewien, że gdy w końcu scenarzyści wyślą go w świat, by również dostał swoje pięć minut w tym sezonie, żaden widz nie będzie zawiedziony. Jednak w całej tej machinie jest mały minus w postaci Debbie, ale na niej skupię się później. Wątek Fiony dotyczy zakresu obowiązków, w których jeszcze nie mieliśmy okazji jej zobaczyć, jednak odczuwam małe déjà vu, choć nie wiem, z czego ono wynika. Najstarsza córka Franka, rozkręcając knajpę, mierzyła się z nieprzychylnymi spojrzeniami ludzi, którzy utrudniali jej pracę. W "Where's My Meth?" dziewczyna uczy się dopiero roli właściciela kamienicy, stąd może to wrażenie powtórki. W każdym razie nie mam z nim większych problemów – został zgrabnie poprowadzony, wtopił się w tło, ale nie przynudzał. Podsumowałbym ten wątek tak: solidnie wykonana robota rzemieślnicza. O znacznie wyższym poziomie mogę mówić w przypadku Lipa, którego perypetie zaskakują mnie już drugi tydzień z rzędu. Niby wydaje się, że jest to typowa historia o chłopaku, który stracił dziewczynę i chce ją odzyskać za wszelką cenę, ale po raz kolejny zaskakuje końcówka. Charlie – przyjaźniący się z Gallagherem – stanowi całkiem ciekawą ścieżkę rozwoju dla całego wątku. Twórcy dobrze sobie radzą, pokazując zarówno walkę chłopaka z nałogiem, jak i skrupuły bohatera oraz samoświadomość popełnionych błędów. Ten ostatni – jak już wspomniałem – bardzo pozytywnie zaskakuje. Podobne odczucia mam w przypadku przygód Franka. Jest świeżo, zabawnie oraz zaskakująco. Pewnie pod koniec sezonu znów wróci stary, dobry pijak i zakała rodziny po to, by za rok znów scenarzyści mogli wymyślić tej postaci kolejny zwariowany wątek, ale do obecnego nie mam zbyt wielu uwag. A właściwie mam tylko jedną – czy on, aby nie za szybko otrzymał od szefa awans? To tylko mała niedoskonałość mająca za zadanie skrócić do maksimum nudniejszą część wątku, która została zaplanowana dla Franka na ten sezon. Jest to zapewne słuszna droga, lecz okupiona małym zgrzytem w logicznej podstawie scenariusza. Pozytywnym zaskoczeniem okazał się również Ian. Pierwsza część jego wątku wydała mi się typowa oraz nudna. Zyskał dopiero od momentu rozmowy z Fioną w jacuzzi. Jako jedynego boli go odejście matki, co wyróżnia chłopaka na plus na tle rodzeństwa. Cieszy mnie w jego wypadku trochę mniej poważny wątek. Chłopak zawsze miał trudno w życiu ze względu na chorobę oraz niekoniecznie szczęśliwy dobór partnerów. Gdy w końcu przytrafia mu się trochę mniej poważna – z punktu widzenia odbiorców – sytuacja, można ją przyjąć niczym pewnego rodzaju odciążenie bohatera. Może to moja słaba pamięć, ale chyba już dawno Ianowi nie przytrafiło się nic pozytywnie głupiego w stylu Shameless. Drugi odcinek najnowszej serii właśnie nadrobił tę niedogodność. Oby kolejne w pewnym stopniu to kontynuowały. Na szczęście twórcy postanowili oszczędzić Kevinovi problemów rodem z najgorszych koszmarów. Bohater straciłby wiele, gdyby miał zmagać się z rakiem, a "Where's My Meth?" doskonale ukazuje zabawność Keva od najlepszej strony. Jego uczestnictwo na spotkaniu osób chorych na raka piersi było małym mistrzostwem świata ze strony twórców. Zarówno zabawne, jak i w żaden sposób nieobrażające ludzi dotkniętych tą tragedią. Bardzo dobre wyczucie ze strony osób odpowiedzialnych za serial. Dobrze śledziło się również przygody Liama. To dość specyficzny bohater, którego nie jest łatwo „ugryźć”, co pokazała pierwsza połowa jego wątku, gdy spał u kolegi, ale świetnie za to przedstawiono drugą stronę barykady. W przedstawieniu okolicy, w której mieszkają Gallagherowie była pewna schematyczność, mimo to bardzo fajnie było zobaczyć South Side widziane oczami ludzi z wyższych sfer. Nie mam tu na myśli przyjaciela Liama ze szkoły, a bardziej jego niańkę oraz mamę. Dawno już Gallagherowie i spółka nikogo nie szokowali, więc dobrze było to zobaczyć – tym bardziej że widzowie, którzy śledzą serial od początku mogą się identyfikować z zachowaniem głównych bohaterów i śmiać z ludzi z zewnątrz kręgu. Najbardziej szkoda wątku Debbie. Młodsza siostra Fiony jest po prostu irytująca. Tydzień temu wydawało mi się, że wychodzi na prostą, ale się myliłem. Dziewczyna nie uczy się na błędach. Nie lubię oglądać jej na ekranie, gdyż można zacząć zastanawiać się, kiedy ta dziewczyna zmądrzeje i właściwie nigdy się tego nie doczekać. Zostawienie Franny u babci oraz całkowite olewanie Neila to tylko kolejne punkty, które można dodać do listy źle robionych rzeczy przez tę bohaterkę. Jak widać, nawet najlepszym zdarzają się gorsze momenty. Jednak jako całość Shameless bawi. Jest świetnie zarówno pod względem komediowym, jak i dramatycznym. Sezon zdaje się rozwijać w interesującą stronę. Oglądanie Gallagherów ciągle sprawia frajdę, więc nie pozostaje nic innego niż czerpanie przyjemności z seansu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj