Shazam jest postacią niezbyt popularną i rozpoznawalną w Polsce, jednak za sprawą tomu „Shazam! #1” niebawem się to zmieni, ponieważ jest to bohater zdecydowanie wart uwagi.
Shazam jest jednym z niewielu bohaterów w świecie komiksów, którzy zawdzięczają swoje moce magii – i to starożytnej! Od innych superbohaterów odróżnia go nie tylko to, że jest ucieleśnieniem młodzieńczych fascynacji herosami, lecz także to, iż alter ego tego umięśnionego superbohatera, czyli Billy Batson, jest w rzeczywistości kilkunastoletnim gagatkiem. Posiada on dość niesforny charakter, przez co często zmuszony jest zmieniać domy zastępcze, aż w końcu trafia pod opiekę państwa Vasquez, gdzie poznaje gromadkę podobnych mu dzieciaków: porzuconych, samotnych i za wcześnie rzuconych na pastwę brutalnego życia.
Z racji niesamowitej samodzielności Billy’emu z początku trudno jest się przystosować do sytuacji, w której musi podlegać swoim nowym rodzicom, a nawet (o zgrozo!) uczęszczać do szkoły, przez co zaczyna sprawiać problemy. Aby uciec od tego wszystkiego, wyrusza na buntowniczą eskapadę i trafia do opuszczonej stacji metra, która przeistacza się w grotę, w której na samotnym tronie spoczywa tajemniczy czarodziej. Jak się okazuje, jego celem jest znalezienie osoby godnej mocy Obrońcy, dzięki której pokonałby odwiecznego wroga Sześciu Krain – Czarnego Adama.
Z jednej strony „Shazam! #1” jest reinterpretacją oryginalnego pochodzenia superbohatera korzystającego z mocy sześciu bogów, znanego z drugiego numeru Whiz Comics, zaś z drugiej jest zupełnie nową historią – w której nie do końca odpowiedzialny nastolatek otrzymuje moc, dzięki której może się równać z samym Supermanem, jednocześnie uosabiając marzenia pokrzywdzonych dzieci, które pragną mieć swojego obrońcę. W tym właśnie zawiera się sedno całego komiksu, w którym fabuła rozegrana jest za pomocą zachowań, emocji oraz retrospekcji bohaterów, którzy muszą odpowiednio wybrzmieć, aby fabularne tryby na dobre ruszyły z miejsca. Niestety historii można zarzucić, iż nie wnosi za wiele nowego do tendencyjnego prowadzenia historii o superbohaterach – można to jednak przemilczeć, ponieważ jest to dopiero pierwszy tom przygód tej postaci, a być może w przyszłości twórcy postawią na nieco bardziej rewolucyjne czy odważne podejście.
Piętą achillesową wydania zdają się być rysunki, które sprawiają wrażenie nad wyraz przesiąkniętych dotychczasowym stylem ilustracji historii poświęconych superbohaterom. Nie kłują w oczy, jednak są po prostu nieciekawe i sztampowe – zwłaszcza w kontekście rysunków Alexa Rossa, który wiele razy w fenomenalnym wręcz stylu prezentował przygody tego bohatera.
„Shazam! #1” ujmuje przede wszystkim doskonałym wyważeniem awanturniczej historii z superbohaterskim patosem, co osiągane jest za pomocą bezpretensjonalnego i lekkiego podejścia do obu gatunkowości. Przede wszystkim świetnie sprawdza się postać głównego bohatera, który nie jest bez wad, a jego moce nie raz zdają się go przewyższać – czyni go to jednak wyjątkowym i ciekawym, dzięki czemu aż chce się czytać o jego perypetiach.