Początki nie były tak obiecujące. W pierwszych tomach komiksów o przygodach Sherlocka Holmesa scenarzysta szedł po linii najmniejszego oporu, na siłę wciskając bohatera w fabuły z nadprzyrodzonymi wątkami. Wyglądało to tak, jakby scenarzysta naprędce wymyślał - a może połączę teraz Sherlocka z wampirami, następnie z potworami Lovecrafta, a potem zabiorę go jeszcze w podróż w czasie? Z dzisiejszej perspektywy były to wprawki przed serią Sherlock Holmes Society, na którą Cordurie wreszcie miał konkretny plan. Zaczęło się od zarazy i opanowujących Londyn zombie i w efekcie skala zagrożenia spowodowała, że po wydarzeniach z pierwszych albumów serii Holmes zaczął kompletować większy zespół do walki z zagrożeniami. Ucieczkę od stałego motywu i zarazem stałej pary Holmes - Watson można było potraktować jako swoiste novum w opowieściach o detektywie wszech czasów. Rzeczywiście nieodzowny doktor Watson zaczął schodzić coraz bardziej na drugi plan. Co zatem powiedzieć o niniejszej odsłonie serii, w której na drugi plan zszedł także sam Sherlock? Czy napotkał w końcu przeciwnika, który wyraźnie nad nim góruje? Z poprzedniego tomu wiemy, że tym razem na drodze Holmesa stanął jego syn, który przybył z przeszłości, aby odmienić swoją przyszłość. Liam Holmes nosi wszelkie znamiona fanatyka, jednak bardzo pokroju powiedzmy Thanosa, który by zrealizować marzenie o lepszych czasach i warunkach społecznych, nie cofnie się przed niczym. I rzeczywiście Liam nie zamierza się cofnąć, dlatego Holmes i spółka muszą sięgnąć po naprawdę drastyczne środki, by móc mu się przeciwstawić. W tym i poprzednim tomie mieliśmy wiele nawiązań do wcześniejszej przygody detektywa, czyli do Sherlocka Holmesa i podróżników w czasie. Przy tym motywie bardzo łatwo jest popaść w banał i posługiwać się kliszami, ponieważ był on już wielokrotnie przerabiany w różnych popkulturowych odsłonach, jednak Cordurie udaje się tak zawiązać wątki, że satysfakcjonujące jest zarówno ich zwieńczenie, jak i sam przebieg fabuły, w którym wzięto pod uwagę różne aspekty niebezpiecznych zabaw z czasem. Jest też w ostatnim tomie Sherlock Holmes Society rodzaj ciążącego nad bohaterami fatum, wobec którego tym razem Sherlock Holmes i towarzysząca mu w rozgrywce Megan Connelly, przyszła matka Liama są zwyczajnie bezradni, głównie przez świadomość, że drastyczne środki, które przedsięwzięli, są ostateczne i na zawsze zaciążą na ich życiu. Stąd też podtytuł tomu, czyli pole manewru, które w czasie tej rodzinnej rozgrywki niezwykle się zawęża, co w zasadzie skutkuje jedynie negatywnymi rozwiązaniami.
Źródło: Egmont
Można zatem powiedzieć, że seria o Sherlocku Holmesie wyewoluowała w rękach francuskiego scenarzysty w bardzo dojrzałe spojrzenie na tego bohatera światowej popkultury. Sherlock Holmes Society z założenia było poważne i przemyślane i miało pokazać, że nawet wydawałoby się niezniszczalni bohaterowie masowej wyobraźni, muszą zapłacić cenę za bycie kimś wyjątkowym. Doświadczają tego również inne postacie ze zdolnościami, które zgromadził wokół siebie Holmes, a także pozostali przybysze z przyszłości, których zderzenie z przeszłością jest wyjątkowo bolesne. Zaś sam Holmes jest w tej serii inny, bogatszy w doświadczenia i z przeświadczeniem, że czasem nawet błysk geniuszu zdaje się na nic w pojedynku z bezlitosnym losem.
Tej serii zawsze brakowało błyskotliwości scenariusza, fabuły i graficznych rozwiązań, ale okazało się, że upór i konsekwencja twórców opłaciły się, wieńcząc przygody detektywa w udanym stylu. Pytanie, czy to już naprawdę koniec, czy może jeszcze w przyszłości dostaniemy przygody detektywa napisane ręką Cordurie? Kiedyś byłoby nam to obojętne. Po zakończeniu serii Sherlock Holmes Society z chęcią przeczytalibyśmy kolejną przygodę wielkiego detektywa w nadprzyrodzonych okolicznościach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj