Dla osoby korzystającej z mediów społecznościowych profile zdają się być najważniejszą częścią wizerunku. Biografie, zdjęcia, hasztagi – wszystko to tworzące obraz określonego stylu życia, nawet jeśli biografie są dokładnie przejrzane, zdjęcia poddane filtrom i retuszom, zaś hasztagi mają jednocześnie promować, jak i dawać do zrozumienia, że użytkownik prowadzi ciekawe życie. Pojawiająca się od dłuższego czasu krytyka nadmiernej wiary w piękne zdjęcia i luksusowe opisy stawia sprawę jasno – to złudzenie utrzymywane w celu zyskiwania poklasku, które potrafi się przełożyć na konkretne pieniądze w przypadku kontraktów reklamowych. Na ile to wszystko prawda? O tym przekonuje się Mia, bohaterka powieści Siri, kim jestem? autorstwa Sam Tschidy. Konfrontacja instagramowego profilu z prawdziwym życiem okazuje się wręcz szokująca. Mia musiała mieć prawdziwego pecha. Pobudka w szpitalu z urazem głowy i amnezją, kiedy nie ma się żadnych dokumentów i bladego pojęcia o jakichkolwiek szczegółach własnego życia. Nikt też nie dzwoni, nie zamartwia jej nieobecnością w pracy czy wśród znajomych. Na całe szczęście telefon przetrwał i rozpoznaje właścicielkę. Mia zaczyna śledztwo dotyczące jej własnego życia, a jako poszlaki ma wyłącznie posty na Instagramie, profil na Facebooku oraz okazjonalnie pojawiające się wiadomości, chociaż starych brak. I trzeba przyznać, że chociaż zawieszenie niewiary w przypadku tej powieści jest potężnie nadszarpywane, to śledzenie drogi Mii jest o tyle fascynujące, że ona te internetowe okruszki traktuje szalenie poważnie, błyskawicznie uznając się na kobietę interesów, dla której prowadzenie Ferrari i noszenie Prady to chleb powszedni. Dlatego kolejne potknięcia stają się coraz zabawniejsze, a czytelnik nieustannie szuka haczyka. Bo gdzieś być musi, prawda? Nie lądujesz w szpitalu z urazem głowy i bez nikogo w pobliżu jeśli jesteś bogaty i wpływowy, nie musisz z desperacją walczyć o biznes, który podobno fantastycznie prosperuje. Nie dziwią wobec tego kolejne zawirowania wokół prawdy i kłamstw, czy też poprawy wizerunku, jakie Mia musi rozwikłać, starając się jednocześnie nie stracić tego, na co jej poprzednia osobowość tak ciężko pracowała.
Źródło: Prószyński i S-ka
Fabularnie Siri, kim jestem? nie jest szczytem literatury, jednak dotyka kilku spraw, które są dość interesujące. Pierwszym wątkiem jest oczywiście nieadekwatność instagramowego wizerunku wobec prawdziwego życia. Mia powtarza, że po to właśnie jest profil, by był lepszą wersją jej samej, by wzbudzać zazdrość, podziw, chociaż jej prawdziwe życie nie wywołałoby nawet częściowo takiego entuzjazmu. Na swój sposób utrudniło jej to poszukiwania własnej tożsamości, ale, i tu jest drugi ciekawy wątek, wywołało w niej na tyle duże poruszenie, że stało się początkiem pewnych zmian. Autorka prawdopodobnie chciała w ten sposób pokazać, jak trudno jest żyć pod dyktando profilu, jak dużo wysiłku to wymaga i jak potrafi być sprzeczne z prawdziwymi pragnieniami. Trzecim ciekawym wątkiem jest to, że Mia obudziła się w dość konkretnej kreacji oraz z akcesoriami, które z jednej strony wywołały w niej pewne wrażenie odnośnie statusu, ale jednocześnie dały pewność siebie, która pozwoliły o wiele spokojniej przejść przez pierwsze dni odgadywania swojej tożsamości.
Siri, kim jestem? to lektura lekka, momentami zabawna, a chociaż nie pochyla się nadmiernie nad problemami związanymi z istnieniem w social mediach, to jednak daje wyraźny znak, by przemyśleć swoje postępowanie. Może niekoniecznie, by ułatwić sobie odnajdywanie siebie po amnezji, ale pewien namysł nad swoim wizerunkiem byłby wskazany.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj