‌‌Six powraca do wolniejszego tempa akcji, tym razem jednak skupiając się na domykaniu pewnych istotnych wątków, bądź prowadzeniu ich na nowe tory. Okazuje się, między innymi, że Caulder skasował jednak zdjęcie zabitego Amerykanina. Ten zwrot fabularny jest sporym zaskoczeniem, dającym więcej pytań niż odpowiedzi. Chase wreszcie dostał swoje pięć minut. Do tej pory ta postać stała bardzo z boku, jednak teraz okazała się kluczowa dla fabuły. Podoba mi się to i mam nadzieję, że w dwóch następnych odcinkach twórcy tego nie zaprzepaszczą, naprawdę poczułem do niego sympatię. To już nie jest ten sam dzieciak, który chce wykorzystać SEAL w swojej politycznej karierze, to jest wojownik, który ową karierę naraża, by pomóc swoim braciom z oddziału. Duże znaczenie dla fabuły, a zwłaszcza dla, już i tak mocnych, wątpliwości Beara, ma akcja porwania przez komandosów siostry Akhmala. Po raz pierwszy bowiem w serialu są oni zmuszeni zabić kobietę. Sama realizacja tej sceny jest na poziomie, do jakiego zdążyło nas już Six przyzwyczaić. Jest czysto, szybko, profesjonalnie. Wątek Taggarta w tym odcinku jest naprawdę dobrze poprowadzony. Z jego rozmów z Na'omi można wyczuć, że przemiana jaka w nim nastąpiła jest w dużej mierze prawdziwa i szczera. Nadaje to nowego znaczenia jego wypowiedzi, która choć czytana z kartki i pod przymusem, niosła za sobą ziarno skruchy. Dobrze to pokazano, jest w tym sporo emocji. Oświadczenie Ripa ona wpływ nie tylko na niego, ale też na jego przyjaciół. Emocje w końcu biorą górę i przelewa się czara goryczy. Szał Beara, odrzucenie Dharmy przez Cauldera czy też reakcja córki Buddhy na oświadczenie Taggarta, napięcie jest zbyt duże. Scena na plaży to moment oczyszczenia, zwłaszcza dla Beara i Cauldera, który wyznaje swoim towarzyszom broni prawdę o tym, co było między nim i żoną Buckleya. Można by uznać, że komandosi przechodzą nad tym wszystkim do porządku dziennego zbyt szybko, ale jestem w stanie to zrozumieć. Tu przecież chodzi o Ripa, to on jest najważniejszy w tym wszystkim, a niebezpieczeństwo, w jakim się znalazł jest dla oddziału spoiwem. Jest to bardziej wiarygodne, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Michaela zaczynają doganiać błędy, jakie popełnił szukając zemsty na Taggarcie. Twórcy postarali się pokazać nam do czego prowadzi ślepe oddanie sprawie. Terrorysta znalazł się w pułapce własnych ambicji i szaleństwa, szczerze wątpię, że znajdzie z niej wyjście, zwłaszcza teraz, gdy na scenie pojawił się Mutaqi, a Rip wykorzystał to do zasiania konfliktu między nimi. Udaje się to przedstawić w sposób ciekawy i bardzo prawdziwy. Podsumowując, Confession to dobry początek końca pierwszego sezonu Six. Poziom poprzednich odcinków zostaje dobrze utrzymany, a napięcie daje się kroić nożem. Wiele osób zarzuca serialowi, że pokazuje zbyt dużo dramatu a za mało akcji, ja jednak odnoszę wrażenie, że jest to potrzebne, bo pokazuje nam żołnierzy nie jako bohaterów bez skazy, ale ludzi takich jak my, z problemami i wlasnymi dramatami. A to przekonuje w kolejnym odcinku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj