Ostatnie 2 odcinki Six są tym, na co wielu fanów czekało od początku. Tak naprawdę spokojnie mogły zostać wyemitowane razem, w formie filmu pełnometrażowego i sprawdziłoby się to chyba lepiej. Zaczyna się jak zwykle, powoli, choć napięcie można wyczuć już od pierwszych scen. Michael i Rip zamknięci w jednej celi to świetna okazja na spokojniejszą interakcję między tymi postaciami. Jest to zrealizowane dobrze, przemyślanie, dając widzowi do myślenia – czy ich rozmowa jest szczera? Czy obaj są po prostu dwiema stronami tej samej monety? Nie mniejsze napięcie towarzyszy też komandosom. Przygotowania do odbicia Taggarta ruszają pełną parą, a jego bracia są zdeterminowani, by ruszać czym prędzej. Tutaj niestety muszę stwierdzić, że jest to zbyt pocięte. O ile wcześniej to aż tak nie raziło i raczej służyło dobrze budowaniu atmosfery, o tyle tym razem mam wrażenie, że twórcy z tym przedobrzyli. Wątki rodzinne i rozstania przed tą ważną misją mogłyby być ciut dłuższe. Druga połowa 7 odcinka to już przygotowania do akcji. Nie tylko zresztą po stronie operatorów, ale też terrorystów. Profesjonalizm Ripa znowu bierze górę, a jego gra z Michaelem i Emirem nabiera nowego poziomu. I tutaj twórcy popisali się całkiem nieźle, ukazując fakt, że pewnych odruchów nie da się zapomnieć, a specjalsem jest się zawsze. Nie bez kozery do takich jednostek brani są ludzie o pewnych predyspozycjach. Ale ma to też swoje drugie dno, bo nieco umniejsza to inteligencji i decyzjom Akhmala, który przecież sam jest byłym członkiem Specnazu. Typowej akcji w tej części finału nie ma za dużo, ot zwiad przeprowadzony przez operatorów. Tutaj mam trochę zastrzeżeń do łatwowierności strażników, choć z drugiej strony ciężko po każdym oczekiwać profesjonalizmu End Game to już zupełnie inna bajka pod tym kątem. Finałowy odcinek rozpoczęto naprawdę z grubej rury i utrzymano tempo aż do kulminacji. Jest brutalnie, krwawo, wszystko w tych scenach gra tak, jak grać powinno. Od przeprowadzenia akcji na poziomie taktycznym, aż po sposób poruszania się postaci. Scena zajmowania placówki w Czadzie to gratka dla fanów tego typu działań bojowych. Finał tej operacji jest łatwy do przewidzenia, twórcy nie odważyli się na uśmiercenie żadnej ważnej  i "dobrej" postaci, co mnie osobiście nieco rozczarowało. Uwolnienie Ripa, Na'omi i dziewczyn to jednak tylko połowa tego odcinka. Druga część jest nie mniej istotna, zarówno fabularnie, jak i emocjonalnie. Ta misja na wszystkich odcisnęła swoje piętno, w mniejszym czy większym stopniu, co zostaje nam zgrabnie pokazane. Odejście, miejmy nadzieję tymczasowe, żony Beara, Caulder i Dharma starający się znów nawiązać rodzinne relacje... Jest tego sporo i wszystko to ma znaczenie. Są tu emocje, szczerość, autentyczność. Wisienkę na torcie stanowi jednak wątek powrotu Taggarta do domu, ten człowiek naprawdę przeszedł niesamowitą metamorfozę, czego dowodem jest choćby scena w restauracji. Po tym wszystkim, co go spotkało, nie jest w stanie już odnaleźć się w codziennym życiu swoich braci z SEAL Team Six. Wybiera ścieżkę samotnika, tą, którą niby zawsze kroczył, ale teraz ma ona zdecydowanie głębszy sens. Rip to postać, w przypadku której przeszliśmy przez całe spektrum uczuć na przestrzeni sezonu. Od niechęci, przez powoli budowaną sympatię, aż do współczucia. Tym większe brawa, a jednocześnie jedna męska łza, dla twórców za ostatnie zagranie w finałowej scenie. To, co stało się z Ripem, było ogromnym zaskoczeniem i zwrotem akcji, który dwojako możemy odebrać. Z jednej strony mamy tu podłoże pod następny, już zapowiedziany sezon, a z drugiej ostateczne chyba rozstanie twórców z tak zapowiadanym realizmem i opieraniem serialu na prawdziwych akcjach. Wielu widzów zapewne to odrzuci, wszak serial wydaje się stawać kolejną sztampą, jednak ja osobiście już nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj