Litość owszem, ale Aaron również doskonale rozumie stworzonych przez siebie bohaterów. Działania i motywacje, które prowadziły niemal każdą postać Skalpu do moralnej udręki, powodowały, że czytelnik mimo niezbitych, fabularnych walorów amerykańskiej serii komiksowej, czuł się przytłoczony depresyjną tonacją charakteryzującą tę historię. Indiański rezerwat okazał się krainą desperatów i łajdaków zepchniętych na margines społeczeństwa, znajdujących jakąś masochistyczną przyjemność w upadlaniu wszystkich wokół, a w efekcie i samych siebie. Wizja nie do pozazdroszczenia i chyba jednak niepełna, czego jak się okazuje Aaron miał pełną świadomość. Dowodem na to jest pierwsza opowieść ze zbioru, jednozeszytowa, zupełnie poboczna historia o niezwiązanej z innymi bohaterami parze, zatytułowana Słyszeć, jak Ziemia się kręci. To kawałek o starszych ludziach poszukujących spokoju i szczęścia w nieprzyjaznej krainie, którym przewrotny los wciąż rzuca kłody pod nogi. I zarazem małe arcydzieło Aarona, sygnalizujące zmianę tonacji i być może możliwość duchowego oczyszczenia przynajmniej dla jednej, a jeśli wiatry będą sprzyjające, może i dla kilku postaci. Aby jednak oczyszczenia doświadczyć, trzeba najpierw przejść przez piekło. W  Skalpie nie da się inaczej. Najbardziej przekonuje się o tym Carol, córka Czerwonego Kruka. Niegdyś z winy ojca straciła dziecko, teraz jest w ciąży z pogrążonym w narkotykowym nałogu, niczego nieświadomym Dashiellem. Nadchodzi zatem czas rozliczeń i wybrania konkretnych ścieżek przyszłości. Najbardziej zapamiętamy z tego tomu zamiast kolejnych rozstrzygnięć w rozgrywce najważniejszych figur Skalpu, właśnie wybór Carol. Zapamiętamy także zupełnie niespodziewany obrót spraw w dwuzeszytowej historii dotyczącej losów Shunki, ochroniarza Czerwonego Kruka. Aaron żadnej istotnej dla fabuły postaci nie pozostawia samej sobie, głęboko wnikając w motywy jej postępowania i zachowań, a w przypadku Shunki mamy naprawdę niespodziankę dużego kalibru.
Źródło: Egmont
Te poboczne wątki dają chwilę oddechu, chwilę odpoczynku od głównej historii, czyli wojny podjazdowej między FBI, a Czerwonym Krukiem. Na jej polu też coś się zmieniło, Dashiell zdobył już pełne zaufanie wodza, odbił się od dna i powoli kręci powróz na szyję Czerwonego Kruka. I nie zapominajmy o Agencie Nitzu, w tej odsłonie Skalpu to jemu przytrafią się rzeczy niemal niewiarygodne, jakby uwzięli się na niego rozeźleni, indiańscy bogowie. Nitz jest jednak niczym karaluch, przetrwa wszystko i to w niezwykle spektakularnym, by nie powiedzieć, groteskowym stylu. Siły wyższe u Aarona mają naprawdę smoliste poczucie humoru. Czwarty tom wydaje się być dłuższą rozgrzewką przed nadchodzącym, nieuniknionym finałem serii. Nie brakuje mu intensywności, ale z pewnością uderza pewna epizodyczność i chęć doprowadzenia wątków kilku postaci do istotnych konkluzji. Aaron nie wstydzi się nawet uderzyć w romantyczne tony, nadając dzięki ciekawemu chwytowi narracyjnemu emocjonalnej głębi w dogorywającym związku Dashiella i Carol. Obojgu trudno uciec od przeszłości, przeszłość jest tu wyjątkowo zaborcza i zapamiętała w ściganiu bohaterów Skalpu. Carol w końcu zrozumie, że uciekać nie ma sensu i zagra przeszłości na nosie. Zaś Dashiell jest zbyt ważną figurą, by ot tak mógł uporać się ze ścigającymi go demonami. Choć wydaje się, że wychodzi na prostą, nagłe pojawienie się ważnej dla niego postaci całkowicie wytrąca go z równowagi. A potem wszystkie wątki nagle się krzyżują, prowadząc do zadziwiającej kulminacji. Zaś ci, którzy reprezentują w tej historii grzechy przeszłości, będą w końcu musieli za nie ostatecznie zapłacić. Nie uciekną przed tym, nawet jeśli zdążyli już, jak Catcher, popaść w szaleństwo. Grzech ojców i synów, duchy zmarłych i udręka kobiet, szamanizm i nieustępliwa cywilizacja, to wszystko składa się na jedną z najlepszych komiksowych historii XXI wieku. Wiemy już, że na jej podstawie ma powstać serial telewizyjny. Jeśli jego twórcy nie będą mieć oporów, tak jak Jason Aaron i R.M. Guera, by pójść na całość, to może nas czekać naprawdę niezapomniana, filmowa uczta. Na razie jednak musi nam wystarczyć seria komiksowa, która przecież i tak jest klasą samą w sobie. A zatem czekamy na finał, już niedługo okaże się, kto przetrwa, a kto będzie musiał przenieść się do Krainy Wiecznych Łowów. Choć znając temperament Aarona, nawet tam jego bohaterowie nie zaznaliby spokoju.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj