Scandal” ma za sobą sezon lepszy od 3. serii wypełnionej wątkami rodem z opery mydlanej. Na samym starcie zdecydowano się rozdzielić Olivię oraz Fitza i to wpłynęło na serial pozytywnie. Potem było „potknięcie” w postaci idiotycznej historii z porwaniem bohaterki i prezydentem, który dla swojej kochanki poszedł na wojnę. A teraz, gdy już wydawało się, że możemy scenarzystom zacząć wybaczać za te szalone pomysły, oni znów niestety zawodzą. Hit ABC przedobrzył ze wszelakiego rodzaju spiskami i konspiracjami, które obecnie nie emocjonują, ale bardziej śmieszą - a to, że potrafi to być rewelacyjny serial, dobrze wiemy. Wystarczy, że skupia się na prostej historii politycznej fixerki i w dodatku inspiruje się jakimiś tematami z nagłówków gazet. Mieliśmy choćby rewelacyjny epizod przedostatni, o traktowaniu kobiet w amerykańskich siłach zbrojnych, nie wspominając nawet o tym sprzed kilku miesięcy, z postrzelonym przez policję bezbronnym czarnoskórym chłopakiem. No ale to jest „Scandal” i jak sama nazwa wskazuje, musi być sensacyjnie i szokująco. To już niestety nie działa tak jak kiedyś. Bardzo chciano, abyśmy uwierzyli po raz wtóry, że czeka nas ostateczna konfrontacja Olivii z jej ojcem i B-613. Ten wróg to już jednak autoparodia siebie z przełomu sezonów 2. i 3. Organizacja jest jak pamiętny Murdock z „MacGyver” (mam nadzieję, że nie tylko ja go pamiętam), który mógł wylecieć w powietrze czy spaść z klifu, ale i tak jakimś cudem przeżył. Chyba porównanie do Daleków z „Doctor Who” też tu pasuje. [video-browser playlist="698796" suggest=""] Nie ma w tym już żadnego napięcia, pozostaje tylko uśmiech politowania. Wrobienie Rowana w defraudację i myślenie, że to załatwia sprawę, jest po prostu absurdalne. Tak samo jak wszystko, co się z tym wiązało, czyli na przykład wypuszczenie na wolność bezwzględnej terrorystki Mai, bo podpisała świstek papieru, czy ponowny (ileż można!?) powrót najbrutalniejszych demonów Hucka. Nie miałbym absolutnie nic przeciwko, gdyby Quinn faktycznie potraktowała go kulką w łeb. Najbardziej żal mi Tony’ego Goldwyna, naprawdę dobrego aktora i nawet reżysera, który musi znosić to, co twórcy każą mu grać. Przez Fitza zginęło w Afryce mnóstwo amerykańskich żołnierzy, a wszystko po to, by ratować jedną Olivię. Świadomie ich tam wysłał, wiedząc, że będą ofiary. Jednak to, co zrobiła Mellie, jest dla niego niewybaczalne. Jasne, była ona pośrednio zamieszana w rzeźnię 16 ludzi, ale nie miała złych intencji. Była to konsekwencja okrutnej zabawy Rowana. Hipokryzja prezydenta i niekonsekwencja scenarzystów są tu nadto widoczne. Czytaj również: Portia de Rossi o swoim awansie do stałej obsady 5. sezonu serialu „Skandal” A po co to wszystko? Żeby otworzyć furtkę do ponownego zejścia się Olivii i Fitza. No litości! Wracamy tym samym do beznadziejnego i dołującego punktu wyjścia. Ostatnia scena sezonu to ta dwójka w romantycznym uścisku i połączona pocałunkiem. Z takim widokiem żegnamy „Scandal”, będąc niemal pewnymi, że 5. seria to będzie najprawdopodobniej w wielu aspektach katorga. No, chyba że zabiją prezydenta w premierze i oszczędzą cierpienia nam oraz Goldwynowi. Życzę mu tego z całego serca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj