Od razu wyjaśniam, że to, co napisałem w leadzie to sarkazm. To "szokujące" wyjawienie tożsamości Posejdona jest nie tylko sztampowe, jest jeszcze okropnie przewidywalne! Okazał się nim mąż Sary, tak jak prawdopodobnie wszyscy oczekiwali od kilku odcinków. Najgorszy w tym wszystkim jest wydźwięk fabularny, jaki tworzy potwierdzenie tego faktu: Michael ma teraz problemy, bo był konkurentem do ręki niewiasty. O tym w zasadzie jest ten nowy sezon. Wszelkie inne aspekty fabularne związane z tym, czego Michael był świadkiem, są drugorzędne i przytłoczone przez ten banał. Nie zdziwię się, jeśli się okaże, że Posejdon od początku chciał być z Sarą, dlatego szantażował Michaela. Tym oczekiwanym zwrotem akcji twórcy wracają do poziomu z poprzednich dwóch sezonów. Najgorsza jednak nadal jest Sarah. Odcinek wyraźnie potwierdza, że uwierzyła w wyjaśnienia męża dotyczące kontaktu z mordercami. Naiwność tej postaci sięga nowych szczytów. W tym odcinku w zasadzie potwierdzane są nam wszystkie fakty o tym, jak Sara jest źle rozpisaną bohaterką. Ta scena, w której pewna siebie decyduje się iść z pistoletem do Posejdona, jest absurdem. Co ona sądziła, że może tutaj zrobić? Przecież wiemy, że jest to ktoś, kto ma zawodowych morderców nad podorędziu, więc Sara powinna brać dzieciaka i uciekać jak najdalej, a nie zgrywać bohaterkę. Przez ten rozwój wydarzeń dostajemy niepotrzebną komplikację, bo w zasadzie jest to po prostu naciągane. Miło znów zobaczyć Sucre, bo jest to postać, której brakowało w tym sezonie. Wprowadza on trochę luzu do wydarzeń, a jego pomysł z zarabianiem na lalkach do seksu jest nawet zabawny. Wydarzenia na statku Sucre są zaledwie przeciętne. Atak komandosów z Navy SEALs, by pojmać terrorystę Scofielda nie wywołuje wielu emocji. W zasadzie zachowanie tych żołnierzy nie przypomina komandosów, jakich znamy z filmów i seriali. Coś w tym zgrzyta, czuć niedopracowania w zachowaniu, podejściu do złapania Scofielda i łatwości, w tym, jak dają się ograć. Fakt, że jeden z żołnierzy porzuca mostek, zostawiając samego kapitana jest kompletnym absurdem, który nie powinien mieć miejsca. Takimi głupimi zagraniami twórcy sami sobie robią problem, bo to sprawia wrażenie, jakby nie mieli pomysłu na dobre rozwinięcie akcji, więc idą po linii najmniejszego oporu. Nawet ta scena, gdy wyskakują z łódki, uciekając przed lecącą rakietą nie działa najlepiej. W zasadzie niepotrzebna komplikacja, która pewnie wytworzy więcej absurdalnych zagrań. Ten odcinek serialu Prison Break: Sequel jest przełomowy dla fabuły. Zamiast budować emocje, zaskoczenie i przyciągać do opowiadanej historii, w zasadzie irytuje banalnymi rozwiązaniami. Jak do tej pory raz było lepiej, raz gorzej, tak teraz to zagranie z Posejdonem psuje jakiekolwiek dobre wrażenie. Pomijając te wszystkie głupoty fabularne, nie mogę powiedzieć, że źle mi się ogląda ten serial. Mimo wszystko dobrze było znów zobaczyć bohaterów, a sam seans jest w miarę przyjemny. Tylko co z tego, skoro dostajemy coś, co w zasadzie traci swój sens? Po tym odcinku nie mogę pozbyć się wrażenia, że wyrażenie"odcinanie kuponów" w tym przypadku pasuje aż nadto do tego, co stworzono.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj