Filmowy Slasherman ma swój rodowód w prawdziwym komiksie, ale jego ekranowe przedstawienie nie jest na pewno typowym kinem komiksowym. Za kamerą stanął Jay Baruchel, znany do tej pory z produkcji komediowych. Wcielając się także w jedną z ról drugoplanowych - przede wszystkim jednak kierując horrorem za kamerą - tworzy naprawdę krwawy film, który nie skupia się tylko na wypruwaniu flaków, ale stara się także dotknąć większej treści. Traktując w swojej historii o przemocy, zbyt dużej wierze w fikcyjnych bohaterów i w światy, które nie wiele mają wspólnego z naszym... Czy aby jednak na pewno? Bohaterem filmu jest Todd (Jesse Williams), doceniany i uwielbiany autor serii komiksowych przygód Slashermana. Czytelnicy śledzą losy seryjnego mordercy i z jego perspektywy przyglądają się wszelkim aktom przemocy. Todd doszedł do momentu, w którym postanawia jednak zakończyć swoją historię i stworzyć finałowy komiks. W celu pozyskania inspiracji, udaje się ze swoją partnerką, wydawcą i asystentką do rejonów, w których faktycznie dokonywał morderstw mężczyzna stanowiący ucieleśnienie przedstawianych przez niego historii. Gdy w końcu znajdują się na miejscu, prawdziwy Slasherman zaczyna wieńczyć swoje dzieło.
Źródło: materiały prasowe
Baruchel tym samym dotyka kilku naprawdę ciekawych pomysłów na wykorzystanie w swojej fabule brutalnych komiksów. Tworząc jednocześnie pełnokrwisty slasher, jak i film komentujący w sposób satyryczny utarte tropy tego gatunku. I to rzeczywiście zdaje egzamin na poziomie konceptualnym, jednak do tego dochodzi metakomentarz dotyczący epatowania przemocą w kulturze popularnej oraz jej zasadności. Bardzo szybko Baruchel gubi się w swoich intencjach i zbyt mocno uderza w tropy gatunku, które wymagają pomysłowo brutalnych scen. Trzeba bowiem przyznać, że niektóre scenografie i krwawe rozwiązania, potrafiły zrobić wrażenie. Slasherman jest na pewno filmem bardzo ładnie nakręconym i to przy niewielkim budżecie. Ostatecznie jednak główna treść tej produkcji rozmywa się gdzieś w drugim akcie, kiedy zaczyna się teoretycznie największa "zabawa". Kolejno odhaczamy ofiary, zatrzymując się nawet na dłuższą chwilę przy grupce przyjaciół, która jest nam obojętna. Baruchel chciał ambitnie podejść do przedstawianej historii i poczęstować fanów horrorów czymś ekstra, czymś stanowiącym komentarz do ogólnej kondycji społeczeństwa. Dostajemy jednak za dużo pustych frazesów i waty upchanej w akcje drugiego aktu. Dopiero namiastkę satysfakcji daje finałowa sekwencja, która prowokuje do ostatecznych przemyśleń.
Źródło: materiały prasowe
Slasherman traktuje o tematach, które sam krytykuje i następnie spowija wszystko dużą ilością krwi. Na papierze sama idea robi wrażenie, podobnie jak początek filmu, który zgrabnie łączy te elementy. Z czasem jednak ogólny przekaz staje się infantylny i niedostatecznie dotknięty przez twórcę. Nie jest to też duża przeszkoda przed oglądaniem tego filmu, bo dzieje się dużo, szybko i intensywnie. Do tego reżyserowi udało się wycisnąć aktorskiego maksa z Williamsa, Jordany Brewster oraz Niamh Wilson.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj