Kontynuowanie poprzednich wątków to motyw przewodni. Tym sposobem najwięcej dzieje się w życiu Grey oraz Yang. Ta pierwsza uśmierciła już sporą liczbę owiec i cały czas stara się znaleźć rozwiązanie problemu. Wierzę, że w pewnym momencie nastąpi przełom. Dowiedzenie, że tytułowa bohaterka serialu to dobry lekarz, jest niezwykle ważne.
O wiele łatwiej ma Yang, która stała się sławna. Dziennikarze przeprowadzają z nią wywiady, a Ross zdaje się spijać śmietankę. W poprzedniej recenzji sugerowałem już, że nie podoba mi się postawa ambitnego chirurga. Za wszelką cenę stara się przypodobać Cristinie, niejako się z nią zamienić. Oczywiście w drugiej połowie odcinka twórcy tłumaczą nam to traumą po stracie koleżanki, ale jego przemiana była aż nadto widoczna. Oszukiwanie przy godzinach pracy, ich ilości, dążenie do jak największej liczby operacji - to wszystko sprawia, że trudno czuć sympatię do tego naprawdę fajnego faceta.
Męczy się również sama Cristina, która przyznaje, że nie ma pojęcia, jakim sposobem operacja się powiodła. Po prostu miała szczęście, a jak znamy ambicje Yang, ona nie chce szczęśliwych zbiegów okoliczności - najważniejsze są dla niej jej własne umiejętności. To, co przeżywa, jest skomplikowane, a narastający konflikt z najlepszą niegdyś przyjaciółką w tym nie pomaga.
Niełatwo ma także Miranda. Boi się operacji, widać to jak na dłoni; wolałaby prowadzić badania. Na szczęście ma wsparcie w postaci Webbera, który dobrze nią kieruje. Dzięki temu Bailey może nauczać innych, w tym chociażby Murphy.
[video-browser playlist="633875" suggest=""]
Wiele dzieje się także u Dereka. Dopiero co razem z Torres dokonali przełomu w badaniach nad nowym rodzajem protezy, a już mapowaniem mózgu interesują się inne organizacje, które mają dotacje z rządu. Wątek ten, patrząc szczególnie przez pryzmat końcówki i jednego z cliffhangerów, będzie niezwykle istotny w dalszej części serialu. W końcu nie do każdego dzwoni prezydent Stanów Zjednoczonych!
Nieco się pomyliłem. Obstawiałem, że ślub Matthew z April będzie wydarzeniem końcówki sezonu, godny finału, tymczasem istotnie jest to ważne wydarzenie, ale tylko na odcinek przed przerwą. Dobre i to, szczególnie że wątek ten daje nam całkiem niezły cliffhanger w postaci postawy Avery'ego. Niezwykle ciekawi mnie rozwój sytuacji i relacje tej dwójki.
Na końcu dostało się także Rossowi, choć najbardziej straci na tym Alex. Zbyt pewny siebie, momentami wręcz pełny ignorancji Ross łamie zasady, nie woła żadnego doświadczonego lekarza i sam przeprowadza operację na ojcu Kareva. Jak nietrudno się domyślić, nic nie idzie po jego myśli i nawet interwencja Webbera nie za wiele tutaj pomaga. Trochę szkoda Alexa, który dopiero co potwierdził oficjalnie swoje uczucia, więc była nadzieja, że także jego relacje z ojcem nabiorą tempa i staną się lepsze. Nie żal natomiast Rossa, który po ostatnich zachowaniach powinien oberwać. Może jakaś dyscyplinarka chociaż?
Cieszy wyjaśnienie spraw pomiędzy Yang a Grey. Najlepsze przyjaciółki były już wystarczająco długo skłócone, zresztą cały ten wątek był nieco naciągany. Szansa pogodzenia, wzajemnego zrozumienia i pójścia naprzód przy nadciągającym odejściu Sandry z serialu są bardzo wskazane.
Dwunasty odcinek naprawiał niektóre wątki, inne w ciekawy sposób kontynuował. Może nie dostarczył tylu emocji co poprzedni, ale stał na niezłym poziomie. Chirurdzy nie są już tym samym serialem, którym byli kilka lat temu, ale nadal są w stanie utrzymać poziom. I choć czasem niektóre wątki są coraz bardziej przekombinowane i nieprawdopodobne, to jednak potrafią przykuć do telewizora. Najwięksi pechowcy na świecie wciąż walczą ze śmiercią, próbują oszukać przeznaczenie, a także poradzić sobie z czymś znacznie trudniejszym - swoim życiem osobistym.