Po zakończeniu poprzedniego odcinka wiedzieliśmy, że Rebecca Duvall (Uma Thurman) po wizycie w szpitalu nie chce wrócić do musicalu. Postać nie miała doświadczenia na deskach teatru, a do tego nie potrafiła śpiewać, więc nic dziwnego, że nie dawała sobie rady z presją. Brak owacji po pierwszym pokazie dopełnił dzieła. Naturalnym kandydatem do zastąpienia jest jej dublerka, czyli Karen. Problemem jest to, że nie zna materiału w całości, ale natomiast Ivy jest z nim obyta. Kto wyjdzie na scenę jako Marilyn?
[image-browser playlist="602313" suggest=""]©2012 NBC
Całość finału opierała się właśnie na znalezieniu odpowiedzi na to pytanie. Było to zarazem podsumowanie rywalizacji pomiędzy dziewczynami, która trwała cały sezon. Chociaż nie mieliśmy problemu w kibicowaniu Karen, to z sympatia wobec Ivy zmieniała się jak w kalejdoskopie. Były momenty, gdzie zachowywała się jak diwa i budziła antypatię, lecz ostatnie odcinki i ocieplenie jej relacji z Karen zyskały jej przychylność u widzów. Problemem był jak zawsze jej charakter i życie miłosne. Gdy Derek zdecydował się poświecić więcej czasu Rebecce, gdyż tego wymaga jego praca, ona "przypadkowo" przespała się z chłopakiem Karen.
Ivy jest postacią, której bardziej można współczuć niż kibicować. Wszystko za sprawa jej despotycznej matki, która przez swoją karierę wywierała niesamowitą presję na córce. To była przyczyną braku pewności siebie u Ivy i strachu przed rozczarowaniem matki. Wyjawienie incydentu Karen było tylko dowodem jej aktu desperacji i walki o uznanie, którego usilnie potrzebowała. Można rzec, że w wielu cechach charakteru Ivy jest bardzo podobna do Marilyn i najlepiej by się na nią nadawała, ale okazało się inaczej... Nie sposób się nie zgodzić z twierdzeniem, że nie ma "tego czegoś", co ma Karen. Finał wątku Ivy był w sumie oczekiwany - twórcy nie raz próbowali pokazać te podobieństwa do Marilyn i pigułki są tylko kolejnym krokiem. Tylko też da się zauważyć pewien zabieg filmowy - tak naprawdę nie widzimy, że Ivy połknęła te tabletki. Mogła tylko je wysypać na rękę i zastanawiać się nad samobójstwem. Delikatny cliffhanger raczej nie pozostanie w pamięci widzów do kolejnego sezonu.
[image-browser playlist="602314" suggest=""]©2012 NBC
Chociaż można było oczekiwać ostatecznego sukcesu Karen, twórcy nie chcieli nam dać tej pewności. Szafowali emocjami, dodawali dramatyzmu i próbowali wszelkich zabiegów, aby wszyscy myśleli, że wielki finał nie jest przewidywalny. Nieźle im to wyszło i bez wątpienia osiągnęli cel. Udało się zbudować delikatne napięcie, niepewności i oczekiwane emocje.
Jak mogliśmy się spodziewać, Karen jako Marilyn była fantastyczna. "Bombshell" to narodziny gwiazdy. Katharine McPhee ponownie udowodniła, że urok i ekranowa charyzma z delikatnym dodatkiem umiejętnej gry aktorskiej to klucz do sukcesu. Najmocniejszą jej zaletą jest jednak wokal - gdy zaczyna śpiewać, trudno nie poddać się i nie popłynąć wraz z emocjami zawartymi w jej głosie. Szczególnie mocne wrażenie zrobiła finałowa piosenka, która potrafiła wywołać ciarki na plecach. McPhee świetnie operuje wokalem. Same utwory muzyczne, specjalnie napisane do serialu, są oryginalne, wpadają w ucho i świetnie pasują do klimatu.
[image-browser playlist="602315" suggest=""]©2012 NBC
Smash okazał się serialem, jakiego w telewizji nie było. Potrzebna była poważna dramatyczna produkcja, która będzie raczyć widzów piękną muzyką, a nie coverami popowych utworów z wokalami jadącymi na auto-tune. Od początku do końca da się odczuć atmosferę znaną z klasyków Złotej Ery kina, kiedy musicale królowały w Hollywood. Ma to klasę i jakość, która jest znakomitą rozrywką. Dobry finał przyzwoitego sezonu, w którym nie obyło się bez minusów. Twórcy mają teraz dużo czasu, by dopracować kolejne odcinki. Premiera drugiej serii dopiero w 2013 roku.
Ocena: 7+/10