Nie  ma co ukrywać, Stephen King nie ma szczęścia, jeśli chodzi o ekranizacje swoich dzieł literackich. Przez te wszystkie lata na duży i mały ekran trafiło około 160 produkcji opartych na jego powieściach i opowiadaniach. Niestety, moim zdaniem tylko drobny procent jest godny uwagi i oddaje klimat dzieł autora. Smętarz dla zwierzaków niewątpliwie do tej nielicznej grupy należy. Opowieść o ojcu, który jest dla swojej córki w stanie zrobić wszystko, nawet zawiązać pakt z siłami ciemności, jest wbrew pozorom bardzo ludzka. Każdy rodzic zrobiłby wszystko dla swojego dziecka. Niekiedy ta miłość czyni bohaterów ślepymi na konsekwencję ich czynów. Odbiera klarowność myślenia. Rzuca w ramiona desperacji, by odzyskać to, co jest na zawsze utracone. Reżyserzy Kevin Koisch i Dennis Widmyer bardzo dobrze to ukazali. Ich film bowiem skupia się na relacjach rodzinnych - pokazuje szczęśliwą familię Creedów, która cieszy się z nowego domu. Powoli buduje napięcie. Stopniowo wprowadza mrok i uczucie niebezpieczeństwa. Scenarzysta Jeff Buhler zrozumiał, o co w tej całej historii chodzi i świetnie przeniósł podstawy powieści Kinga na ekran. Bohaterowie są pełnowymiarowi. Rozumiemy ich ból i motywację. Jest dokładnie tak, jak autor sobie kiedyś wymyślił. Główne fundamenty opowieści, które czynią ją wyjątkową, zostały zachowane choć dokonano kilku zmian fabularnych w dotyczących płci bohaterów. I oczywiście, wielu widzów będzie mówiło, że niektóre sceny są przewidywalne, że niektórym zwrotom akcji brak oryginalności, ale trzeba pamiętać, że to właśnie King lata temu je wymyślił, a wszyscy autorzy horrorów czerpią z jego twórczości garściami. Autorzy skupili się nie na tworzeniu filmu inspirowanego książką, ale wiernej adaptacji. Przynajmniej pod względem klimatu. Na niekorzyść produkcji działa to, że wspaniałych opisów Kinga nie da się w tym samym klimacie oddać na ekranie. Coś, co autor opisuje przez 4 strony, tu jest pokazywane raptem przez 30 sekund. Ale na tym polega wyższość książki nad filmem. Reżyserom udało się zebrać znakomitą obsadę. Zwłaszcza Jason Clarke wcielający się w rolę doktora Louisa Creeda przykuwa uwagę swoją grą. Widać, że aktor w pełni zrozumiał motywacje granego przez siebie bohatera, dzięki czemu jest niezmiernie przekonujący. Widz z miejsca kupuje jego ból. Podobnie zresztą jest z genialnym Johnem Lithgowem jako skrywającym pewne sekrety sąsiedzie głównych bohaterów. Doceniam również fakt, że scenarzyści dorzucili pewien wątek humorystyczny, nawiązując do jednej z poprzednich ról aktora. Mała rzecz, a sprawia widzom ogromną frajdę. Smętarz dla zwierzaków to film, w którym większość widzów z góry wie, jaki będzie finał, ale to droga do niego jest tak bardzo przerażająca. Klimat panujący w filmie jest mroczny i ciężki. I to, że wiemy dokładnie, skąd pochodzi zagrożenie i jaki będzie ono miało wpływ na rodzinę głównych bohaterów, wcale nie odbiera radości z oglądania tej produkcji. Fabuła jest bowiem tak umiejętnie poprowadzona, że ogląda się ją z zainteresowaniem, a nie znużeniem. Widzowie, którzy przeczytali powieść Kinga mogą jednak poczuć pewien niedosyt. Reżyserzy nie kombinują z formułą. Niemniej ci, którzy nie znają ani książki, ani poprzedniej wersji z 1989 roku, nie powinni po seansie mieć poczucia straconego czasu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj