Od początku mogliśmy zakładać, że pandemia koronawirusa prędzej czy później stanie się atrakcyjnym tematem dla filmowców. W końcu musiał powstać taki film jak Songbird. Rozdzieleni, ale inną kwestią jest moment wypuszczenia tej produkcji. Czy premiera w środku pandemii jest moralnie uzasadniona? Czy sam film oferuje coś tym widzom, którzy sami siedzą w domach i muszą zmagać się z ciągłym niebezpieczeństwem?  Songbird. Rozdzieleni jest thrillerem wyprodukowanym przez Michaela Baya i wyreżyserowanym przez Adama Masona. Akcja filmu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, kiedy wirus ulega mutacji, a obostrzenia są zaostrzone. Głównym bohaterem jest Nico (K.J. Apa), odporny na wirusa kurier, który nawiązuje relację z młodą artystką Sarą (Sofia Carson). Aby móc się z nią wreszcie zobaczyć naprawdę, a nie tylko za pomocą ekranu w telefonie, Nico będzie musiał pokonać systemowe uwarunkowania wywołane pandemią oraz ludzi, którzy szybko dostosowali się do panujących zasad.  Początek filmu oferuje nam zlepek medialnych przekazów, które informują nas o stanie pandemii. Dowiadujemy się, jak długo trwa lockdown w Los Angeles i jakie są objawy nowej mutacji COVID-23. Obserwujemy wizję świata z niedalekiej przyszłości, która nie jest specjalnie interesująca. Dlaczego? Bo jest to nieciekawa i przesadzona wizja dokładnie tego, co wszyscy mamy za oknem. Jasne, nasz COVID-19 nie infekuje ludzkich mózgów, ale Songbird. Rozdzieleni nie stara się przy tym o żaden komentarz. Nie rozkłada pandemii na czynniki pierwsze, a jedynie wokół tego tematu tworzy niskich lotów intrygę. Przedstawiona intryga jest więc infantylna i eksploatuje temat pandemii w momencie, kiedy nie zdążyliśmy nawet się z nią oswoić (film miał premierę pod koniec 2020 roku). W filmie Masona nie brakuje ciekawych elementów, ale niestety spisany na szybko scenariusz zawiera tylko kilka momentów z potencjałem na ciekawe ich eksplorowanie. Pandemia i obecna sytuacja nastraja bowiem do humanistycznych dysput na temat kondycji społeczeństwa, ale w filmie Songbird. Rozdzieleni mamy tylko poczucie, że ktoś chce zarobić na krzywdzie milionów osób.
Źródło: materiały prasowe
Główną słabością filmu jest sam scenariusz prezentujący rozwleczone wątki wielu postaci, które ostatecznie wzajemnie się łączą. Mamy wojennego weterana na wózku, piosenkarkę zarabiającą w sieci, bogatą rodzinę nielegalnie rozprowadzającą żółte opaski (świadczące o byciu odpornym na wirusa) oraz wspomnianych Nico i Sarę. Ich drogi skrzyżują się, ale ostatecznie żadna z tych pomniejszych historii nie zostaje w atrakcyjny sposób ograna. Najlepiej wypadają sceny kręcone wokół domu Sary i cały wątek relacji miłosnej w dobie pandemii. Niestety, to co najciekawsze otrzymuje zbyt mało czasu i musi ustąpić miejsca wymyślonej na szybko intrydze. W efekcie wychodzi mdły dramat katastroficzny z wątkiem romantycznym, w którym postarano się o odrobinę satyry. Widz nie znajdzie tu eskapizmu, ucieczki od codziennych problemów. Będzie za to pełno czerpania z naszych lęków i wywoływania tanich emocji kosztem bardzo trudnej sytuacji, w której się znaleźliśmy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj