Soulstice przedstawia mroczny świat fantasy, który zmaga się z atakami przeprowadzanymi przez Zjawy, potężne istoty przybywające zza Zasłony i będące w stanie atakować zarówno umysły, jak i ciała ludzi, przemieniając je w śmiertelnie niebezpieczne monstra. Do równej walki z nimi mogą stanąć wyłącznie wojownicy zwani Chimerami – hybrydy, będące wspólnotą dwóch dusz. Taką Chimerą są główne bohaterki, siostry Briar i Lute. Nietypowy duet protagonistek zostaje wysłany na misje i ma zająć się odbiciem Ilden, miasta opanowanego przez Zjawy. To jednak tylko początek znacznie większej i dużo bardziej skomplikowanej intrygi. Choć po takich grach akcji raczej nie oczekuje się szczególnie interesującej fabuły, to scenariusz momentami potrafi zaciekawić. Nie brak także tajemnic i zwrotów akcji. Dostajemy zaskakująco dużo fabularnych scenek i dialogów, które mają na celu nie tylko posunąć dalej kolejne karty opowieści, ale też przekazać nam wiedzę o tym świecie, jego historii i zamieszkujących go postaciach. Nie brak też licznych interakcji między siostrami, w które wciela się Stephanie Joosten, aktorka i modelka znana z roli Quiet w Metal Gear Solid V: The Phantom Pain. Jeżeli motyw potworów przejmujących ludzkie ciała lub zwalczających je hybryd brzmi dla Was znajomo, to... kompletnie się temu nie dziwię. Wygląda bowiem na to, że zespół Reply Game Studios pełnymi garściami czerpał z dokonań japońskiej popkultury i wyraźnie inspirował się takimi pozycjami jak Claymore czy Berserk. Dość powiedzieć, że Briar ma przepaskę na jednym oku, a jedną z dostępnych od samego początku broni jest wielki, czarny miecz. Na dobrą sprawę jego ostrze jest "tak wielkie, że trudno nawet nazwać to mieczem". Ciężko jednak winić twórców za korzystanie ze sprawdzonych motywów, szczególnie że na szczęście nie ma się tutaj poczucia obcowania z bezczelną kopią. 

Fabuła

7 /10

Na samym początku wrzucani jesteśmy w sam środek akcji i to dosłownie, bo dopiero po chwili cofamy się w czasie i obserwujemy wydarzenia od samego początku. To nietypowe rozpoczęcie może już na starcie odsiać dużą część graczy. Jeśli bowiem taki gameplay nie przypadnie Wam do gustu, to raczej nie ma większego sensu, by dalej brnąć w Soulstice. Pierwsze minuty pokazują spektakularną akcję i to właśnie ona stanowić będzie przeważającą część trwającej kilkanaście godzin przygody. Rzecz w tym, że dość szybko się to nudzi. Tuż po właściwym rozpoczęciu historii nie jest jednak źle. Wymierzane przez Briar ciosy są odpowiednio "soczyste" i niemal jesteśmy w stanie poczuć, jak przeciwnicy uginają się pod ciężarem stali bohaterki. Z czasem odkrywamy nowe bronie, kombosy, a także wrogów, na których trzeba znaleźć jakiś sposób. Teoretycznie jest więc wszystko to, co powinno znaleźć się w takiej produkcji. Niestety odniosłem wrażenie, że gra jest o dobrych kilka godzin zbyt długa. Dotarcie do napisów końcowych zajmuje około 20 godzin i przez ten czas możecie się solidnie wymęczyć. Dla porównania: pierwsze dwie części God of War, a także obie odsłony Bayonetty można było ukończyć mniej więcej w dziesięć godzin.  Z czasem odblokowujemy kolejne mechaniki, które balansują gdzieś na granicy bycia ciekawym urozmaiceniem i frustrującym, zbędnym dodatkiem. Towarzysząca nam Lute jest w stanie nie tylko kontrować ataki przeciwników, ale też generować  "aury", w dwóch kolorach, które są kluczem do pokonania niektórych wrogów. W pewnych starciach sprawdza się to nieźle, ale gdy na ekranie roi się od przeciwników, kamera nie chce z nami współpracować, a my musimy pamiętać jeszcze o aktywowaniu "pola siłowego" w odpowiednim kolorze, trudno jest nie zakląć pod nosem. Na szczęście przygotowano kilka poziomów trudności i na tym domyślnym rozgrywka jest do tego stopnia przystępna, że nie powinniśmy szybko zginąć przy sporadycznie popełnianych błędach.  Poza walką zajmiemy się również eksploracją. Lokacje są mocno liniowe, choć od czasu do czasu pozwalają zajrzeć w jakieś odnogi, w których możemy znaleźć przedmioty lub kryształy wykorzystywane do odblokowywania nowych zdolności Briar oraz Lute. Są też prościutkie zagadki środowiskowe oraz elementy platformowe, które sprawdzają się... średnio. Czasami zwyczajnie ciężko było wyczuć, w którym miejscu wylądujemy, a i kamera nie zawsze działa tak, jak powinna.

Rozgrywka

6 /10

A skoro już przy tym jesteśmy... We wstępie wspominałem, że Soulstice przypomina klasyczne produkcje sprzed kilkunastu lat i nie inaczej jest właśnie w przypadku pracy kamery. Twórcy zdecydowali się na ustawienie jej "na sztywno", przez co nie mamy nad nią żadnej kontroli. Są takie momenty, w których działa to fatalnie i zamiast widzieć przeciwników, jesteśmy zmuszeni do tego, by z bliska obserwować ściany. Już wiadomo, dlaczego we współczesnych grach kamerę umieszcza się po prostu za plecami bohaterów. Cała reszta warstwy technicznej wypada przyzwoicie, a pierwsze lokacje znajdujące się na zewnątrz robią naprawdę pozytywne wrażenie. Niestety czar pryska, gdy przechodzimy do wnętrz budynków, które są do siebie bardzo podobne i niczym nie zaskakują. Z czasem zaczyna odczuwać się też pewien przesyt kolorystyką, w której dominuje kolor ciemnoniebieski. Niestety to kolejny element, który utwierdził mnie w przekonaniu, że Soulstice powinno być zdecydowanie krótsze. 
fot. Modus Games
+1 więcej

Oprawa

6 /10

Ocena końcowa

6/10


Fabuła

7/10

Rozgrywka

6/10

Oprawa

6/10
Soulstice nie jest produkcją złą. To jak najbardziej poprawny slasher, który ma wszystkie elementy na właściwym miejscu. Niestety żaden z nich nie wybija się ponad przeciętność, co przy przygodzie trwającej około 20 godzin naprawdę mocno daje się we znaki.  Plusy: + oprawa; + początkowo daje sporo frajdy; + mroczna atmosfera. Minusy: - rozgrywka szybko staje się monotonna; - fatalna praca kamery. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj