Analizując najnowszy sezon Spartakusa pod jakże wymownym podtytułem Zemsta, warto zwrócić uwagą na powyższy prequel. Bogowie areny - bo o nich tu mowa ,zawierają kwintesencje serii, przejawiająca się w charakterystycznym dawkowaniu intrygi. Twórcy serialu zresztą już podczas pierwszego sezonu, a w szczególności w jego drugiej połowie stopniowo oparli na niej linię, fabularną dając jej swoisty upust w bogach areny właśnie. Quintus Lentulus Batiatus którego cynizm i wyrachowanie niezwykle udanie udało się przedstawić Johnowi Hannah, stał się swoistym katalizatorem czego konsekwencją były wydarzenia pokazane w „Krwi i piachu”.
Świadomie odnoszę się do epizodów minionych, gdyż na nich właśnie wyrastają najmocniejsze pozytywy Spartakusa jako całości. Pierwsze dwa odcinki najnowszej serii nie do końca okazały się tym do czego przyzwyczaili nas twórcy tej produkcji, właśnie ze względu na brak elementu owej perfidnej intrygi, której osnowa powinna się tlić już od pierwszych minut. Początkowym epizodom brakowało konsekwencji fabularnej, dominował w nich bardziej element wizualny który w sposób dobitny ukazany jest w scenie prezentującej rozbicie grupy najemników przez Spartakusa i jego ludzi. Tendencja ta przejawia się zresztą w następnych epizodach stając się swoistym baletem muskularnych ciał w zwolnionym tempie, wyraźnie inspiracje czerpiąc z „300”. Dodatkowo kolejnym niefortunnym elementem okazała się być nowa twarz starego/nowego Spartakusa.
[image-browser playlist="603244" suggest=""]
©2012 Starz
Czy do Liama McIntyre’a można się przyzwyczaić? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Przywykłem do niego po trzecim epizodzie. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma… można rzec parafrazując znane powiedzenie. Osobiście udzielam mu kredyt zaufania licząc że w przyszłości bardziej rozwinie postać którą kreuje. Liamowi wyraźnie brakuje tego czegoś co miał Andy – i nie chodzi tu tylko o kwestie muskulatury sylwetki, jednak wrażenie to stopniowo zanika podczas oglądania kolejnych epizodów.
Po dwóch pierwszych odcinkach w trzecim następuje wyraźna poprawa. Nareszcie dostajemy to do czego przyzwyczaił nas „Stary dobry Spartakus’’ Pojawiają się intrygi i knowania których swoistym uzupełnieniem są sceny walk, niekiedy może nawet umieszczone na wyrost - celem jeszcze większego dynamizmu akcji - która i tak już pędzi do przodu w konsekwencji rozrysowanej linii fabularnej.
Wszystkie trzy dominujące wątki , do których zaliczyć należy motyw poszukiwania przez Kriksosa ukochanej, próby stłumienia przez Glebera rebelii oraz wewnętrzne knowania wśród najwyższej wierchuszki Kapui - w zgrabny i symboliczny sposób rozwiązują się na arenie. Szereg wątków i ich konsekwencji spaja się w finale epizodu piątego dając szczególną radość wszystkim pasjonatom tej serii. Wyjątkowo pozytywnie wypada tu powrót głównego bohatera „Bogów areny” - Gannikusa.
[image-browser playlist="603245" suggest=""]
©2012 Starz
Warto także wspomnieć o roli Nicka Tarabay który występuje jako Ashur. Postać diabolicznego Syryjczyka stopniowo staje się głównym czarnym charakterem zastępując powoli samego Glebera. Ciekawym rozwiązaniem fabularnym jest kontynuacja wątku Lukrecji - żony Batiatusa. ( Lucy Lawless ) Scenarzyści zgrabnie rozwinęli tą postać doskonale wpisując ją w realia epoki. Lukrecja –dotknięta przez bogów staje się ważnym filarem opowieści.
Spoglądając na wszystkie pięć odcinków Spartakusa a w szczególności na trzy ostatnie z optymizmem należy spoglądać na drugą połowę serii. Serial ten stanowi pewnego rodzaju zabawę z konwencją. Przejaskrawiony naturalizm objawiający się niezliczonymi dekapitacjami w różnorakich formach i układach ma swój ironiczny wydźwięk. Stawia widza na równi z tłumem łaknącym krwi który wypełnia miejsca na arenie, chłonąc taniec śmierci z emisją każdego odcinka.
Wymowna jest scena z piątego epizodu w której zwłoki poległych gladiatorów ściągane z piachów areny lądują w jej podziemiach po czym poćwiartowane i wybebeszone zostają wyrzucone do ścieków. Wszystko to pokazane jest w sposób skrajnie naturalistyczny praktycznie nieistotny dla narracji, jednak takie przypadkowe sceny mają swoistą wymowę pozostając na długo w pamięci dostarczając swoistego Katharsis.
[image-browser playlist="603246" suggest=""]
©2012 Starz
Spartakus nie jest produkcją dla każdego, fani bez szemrania przyjmą zasady konwencji konieczne by czerpać satysfakcje z oglądania. Nie jest to może produkcja tych samych lotów co Rzym bądź Gra o Tron, ale z całą pewnością przejdzie do kanonu seriali telewizyjnych. Niecierpliwie oczekuje kolejnych odsłon serii mając nadzieje że tendencja zwyżkowa zostanie zachowana i kolejne epizody okażą się tak dobre jak trzy ostatnie.
Autor: Krystian Szczypczyk