Nintendo z pierwszą odsłoną Splatoon idealnie wstrzeliło się w pewną niszę. Sieciowe strzelanki były czymś, czego na ich konsolach brakowało od lat. Japończycy oczywiście zrobili to po swojemu i zaoferowali sieciowe zmagania, w których nie uświadczymy przemocy, a stosunek "zabójstw" do "śmierci" ma drugorzędne znaczenie. Liczy się przede wszystkim to, by pokryć jak największy teren farbą w kolorze naszej drużyny. Pomysł ten przypadł do gustu posiadaczom Wii U i Switcha do tego stopnia, że w tym roku doczekaliśmy się premiery Splatoon 3, czyli już trzeciej odsłony cyklu.  Przy pierwszym kontakcie Splatoon 3 nie zaskakuje. Jeśli mieliście do czynienia z serią, to błyskawicznie poczujecie się jak... kałamarnica w wodzie. Wszystko – od audiowizualnej otoczki i ogólnego klimatu do samej rozgrywki – mocno kojarzy się z wcześniejszymi częściami. Z czasem jednak stopniowo odkrywamy kolejne nowości, a podobieństwa wcale nie przeszkadzają: zabawa jest bowiem w dalszym ciągu pierwszorzędna, a to najważniejsze!  Na starcie czeka nas stworzenie własnego bohatera. Kreator nie jest specjalnie rozbudowany, ale tym razem można stworzyć nie tylko inklinga, ale i octolinga, czyli przedstawiciela rasy, która w grywalnej formie zadebiutowała w rozszerzeniu Octo Expansion do dwójki. Później zaś, po zapoznaniu się z króciutkim samouczkiem wprowadzającym w podstawy, trafiamy na ulice Splatsville, czyli niewielkiego miasteczka pełniącego funkcję "centrali". To właśnie stamtąd możemy wybrać się między innymi do poczekalni z sieciowymi starciami czy też sklepów, w których kupimy nowe bronie, ubrania i inne przedmioty za zdobyte w toku rozgrywki wirtualne pieniądze. 
fot. Nintendo
Dla zdecydowanej większości graczy największą atrakcją będzie nastawiona na rywalizację rozgrywka sieciowa, w skład której wchodzi klasyczne Turf Wars i Anarchy Battle (zastępujące mecze rankingowe z poprzedniczki). Jej zasady nie uległy żadnym zmianom i w dalszym ciągu nasza drużyna musi zamalować więcej niż zespół przeciwników. Trudno jednak winić deweloperów za brak zmian, bo taka formuła w dalszym ciągu bawi i nie nudzi się nawet po wielu godzinach. Na dodatek, z uwagi na brak "ciśnienia" na jak najlepsze wyniki indywidualnych graczy, nie odczuwa się też związanego z tym stresu i presji. Powiew świeżości wprowadzają natomiast nowe mapy oraz bronie, dzięki czemu nie ma się wrażenia, że gramy drugi raz w dokładnie to samo. Mapy nadal dostępne są w ramach rotacji, co z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu, bo już w Splatoonie 2 część społeczności mocno to rozwiązanie krytykowała. Cieszy jednak fakt, że map jest więcej, niż było ich na początku dwójki. Dostajemy siedem etapów, które powracają z poprzedniczek i pięć zupełnie nowych, a na tym nie koniec, bo w aktualizacjach mamy otrzymać kolejne. Bardzo pozytywne wrażenie robią także nowe bronie. Są one naprawdę pomysłowe: stringer to łuk, który sprawdza się na średnim dystansie i jest przeznaczony raczej dla tych bardziej doświadczonych graczy, a splatana to miecz, który przede wszystkim wykorzystamy, znajdując się blisko oponentów. Oczywiście wracają również wszystkie starsze klasy uzbrojenia, czyli między innymi pistolety, wałki czy wiadra. Zdecydowanie jest z czego wybierać i każdy powinien szybko znaleźć coś, co przypadnie mu do gustu. Ciekawym dodatkiem są też specjalne zdolności (takie jak na przykład przywołanie mecha-kraba), które na pewien czas dają sporo przewagi w starciu.  Nowości jest znacznie więcej, choć duża ich część jest dość subtelna. Dostajemy na przykład możliwości edytowania naszej wirtualnej szafki. Splatfesty stały się zdecydowanie bardziej wyraziste, a w przerwach od klasycznych pojedynków sieciowych możemy zająć się... karcianą grą kolekcjonerską Tableturf Battle.
fot. Nintendo
Splatoon 3 bardzo dobrze motywuje do dalszej zabawy. Tak jak w Cywilizacji od lat mówi się o "syndromie jeszcze jednej tury", tak tutaj śmiało można powiedzieć o "syndromie jeszcze jednego meczu". Nawet gdy przegrywałem, nie czułem zrezygnowania, a wręcz przeciwnie – chciałem kontynuować, by tym razem postarać się bardziej i liczyć na to, że i członkowie drużyny dadzą radę. Dodatkową motywację stanowi zaś zwiększający się poziom, odblokowywanie nowych broni oraz dostęp do coraz to nowych przedmiotów kosmetycznych.  Poza sieciową rywalizacją dostajemy również dwa inne, powracające tryby. Fabularna kampania dla jednego gracza jest bardziej zróżnicowana i rozbudowana niż w części drugiej, ale nadal miałem wrażenie, że mam do czynienia z długim i rozbudowanym samouczkiem. Bardzo ucieszył mnie natomiast fakt, że kooperacyjny Salmon Run dostępny jest teraz przez cały czas, a nie jedynie w zaplanowanych przez twórców okienkach czasowych. Zmagania z coraz większymi i trudniejszymi siłami wrogów przypadły mi do gustu kilka lat temu i z pewnością nie raz będę do nich wracał. Mimo dość poważnych technicznych ograniczeń Switcha, trzeci Splatoon wygląda... zaskakująco dobrze! Trudno mówić o jakimś wielkim przeskoku między 2. i 3. odsłoną, ale też nie ma specjalnie na co narzekać. Oprawa wizualna jest barwna i miła dla oka, a mecze rozgrywane są w 60 klatkach na sekundę. Płynność wyraźnie spada podczas przebywania w Splatsville, ale tam nie ma to większego znaczenia. Niestety to kolejny tytuł, w którym we znaki dają się problemy z multiplayerem. Kilka razy zdarzyło się, że połączenie zostało zerwane w środku meczu, co potrafi poważnie zirytować.
fot. Nintendo
+4 więcej
Splatoon 3 to nie rewolucja, ale trudno uznać to za wadę, bo fani serii tego nie oczekiwali. Oczekiwali nowych map, broni, drobnych usprawnień – i dokładnie to dostali. Trzecia odsłona cyklu rozwija dobrze znaną i lubianą rozgrywkę. Z pewnością utrzyma przy sobie graczy na kolejnych kilka lat.  Plusy: + znana i lubiana rozgrywka; + nowe bronie i mapy; + kilka dobrych, subtelnych zmian i nowości. Minusy: - nie zrezygnowano z rotacji map; - sporadyczne problemy z rozgrywką sieciową.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj