Twórcy znakomicie poprowadzili pierwsze dwa epizody. Zrobili to w taki sposób, aby dotrzeć zarówno do powracających, jak i nowych odbiorców. Widać to choćby po nietypowej dla 24 godzin sekwencji początkowej. Od razu wkraczamy do akcji i uczestniczymy w zasadzce CIA w celu pojmania zbiega ściganego międzynarodowym listem gończym. W tym momencie – nieważne, czy oglądający wcześniej słyszał bądź nie o serialu – trudno nie wciągnąć się w wir zagadki i konspiracji, jaka rozwija się na naszych oczach od pierwszych minut. Nieco złowieszczy uśmieszek na twarzy Jacka Bauera daje nam znać, że zakończył on właśnie pierwszą fazę o wiele bardziej skomplikowanej operacji – dał się złapać. Dopiero po chwili ukazuje się charakterystyczna, choć nieco podrasowana czołówka i słyszymy Kiefera Sutherlanda oznajmiającego z offu, która godzina jest właśnie w ponurym Londynie.
Scenarzyści nie rozwodzą się zbytnio o wydarzeniach poprzednich serii i ograniczają informacje do niezbędnego minimum. Ewidentnie nie chcieli, aby nowy sezon był przeznaczony tylko dla fandomu. To w końcu zupełnie świeża historia z nowym zagrożeniem, które trzeba zneutralizować w ciągu jednej parszywej doby. Nie da się jednak ukryć, że osoby wkraczające dopiero do świata 24 godzin tracą wiele, nie będąc zaznajomionymi z ewolucją głównego bohatera i wydarzeniami, które doprowadziły go do jego obecnego położenia. Cała moc genialnej sceny przesłuchania Jacka przez Steve’a Navarro leży właśnie w tej wiedzy. Aby nie cofać się zbyt daleko, samo przypomnienie sobie, jak Bauer zaczynał Dzień 8 i jak go kończył, sprawia, że mocno skacze nam ciśnienie.
[video-browser playlist="634704" suggest=""]Wizja spokojnego życia u boku najbliższych została stłamszona przez bezwzględne działania rosyjskiego rządu. Gdy słyszymy, że Kim i jej rodzina mają się dobrze, ba, powiększyła się ona o kolejnego potomka, z jednej strony cieszymy się, że są bezpieczni, a z drugiej – patrzymy ze zdumieniem, jak emocjonalnie złamany musi być Jack, że te wieści nie wzbudzają w nim absolutnie żadnej reakcji. Mało tego! Nasze twarze bezwarunkowo krzywią się, a my czujemy obrzydzenie, gdy Jack nazwany jest terrorystą, choć motywacje jego zemsty sprzed czterech lat są całkowicie uzasadnione. Nie wspominając nawet o fakcie, że jeżeli ktoś zasługuje na miano narodowego bohatera, to właśnie on. Początkowe dwadzieścia pięć minut pełni właśnie swego rodzaju podwójną funkcję. Zawiązuje akcję, przedstawia nowe i powracające postaci oraz daje nam obraz nowego Jacka Bauera – człowieka, który nie ufa nikomu i jest lojalny tylko wobec samego siebie. Na jego twarzy widać tylko wściekłość zmieszaną z zacięciem. Ta metamorfoza z typowego badassa po pięćdziesiątce na razie sprawdza się znakomicie, ale prędzej czy później przeszłość Jacka uderzy w niego ze zdwojoną siłą.
Londyńska filia CIA czuwa nad bezpieczeństwem prezydenta USA podczas jego wizyty w stolicy Anglii, a co za tym idzie, mamy do czynienia z plejadą nowych bohaterów. Już teraz możemy zadać sobie pytanie, czy scenarzyści będą kontynuować tradycję 24 godzin, czy oprą się pokusie podążania za sprawdzonymi schematami i nie uraczą nas tym razem wtyczką wewnątrz agencji. Kandydatów jak zwykle jest kilku i tak naprawdę po odcinkach premierowych nie możemy skreślić nikogo z listy podejrzanych, nawet Kate Morgan, w którą wciela się Yvonne Strahovski. Fakt, że jej mąż sprzedawał rządowe sekrety Chińczykom, jest wystarczającym powodem, aby podchodzić do niej z dystansem. Takie rzeczy nigdy nie były w tym serialu tylko trywialnym tłem. Aktorka radzi sobie nieźle w swojej roli i udowadnia, że z bronią w ręku (jak w Chucku) czuje się o wiele lepiej niż z trującymi roślinkami (jak w Dexterze). Kate to w gruncie rzeczy kobieca wersja Jacka. Analogii jest tu co nie miara – najpierw działa na własną rękę, by później być przywróconą do służby "tylko do czasu złapania Bauera". Tak, żeby to było takie proste. Ma nawet swojego "Chloe" w osobie analityka Jordana, który ufa jej do tego stopnia, że ignoruje protokół i dyrektywy przełożonych. Skądś to znamy, prawda?
Właśnie, Chloe O’Brian! Przemiana Jacka wydaje się być ledwie kosmetyczna w porównaniu z tym, co przeszła ta bohaterka. I nie mówię tu w ogóle o zmianie image’u na taki inspirowany "Dziewczyną z tatuażem". Najpierw była zmuszona opuścić męża i syna ze względu na kilkuletni pobyt w więzieniu, potem przyszła pora na antyrządowe hakerskie podziemie, a na deser – mała sesja tortur. To jeden z najlepszych momentów pierwszego odcinka, gdy dowiadujemy się, że Bauer dał się złapać, by odbić Chloe z placówki CIA. Jego "Wiesz, kim jestem?!" zniszczyło system, a zjednoczenie tej dwójki już na dobre przywróciło stary i dobrze nam znany feel 24 godzin.
[video-browser playlist="634706" suggest=""]Wszyscy ruszają więc za zbiegami, nie do końca wiedząc, co Bauer tak naprawdę knuje. Czy nagle się ujawnił, aby uratować dawną przyjaciółkę, a może planuje zamach na prezydenta Hellera? Dowodzącym londyńską filia CIA jest Steve Navarro. Od samego początku widać, że Benjamin Bratt wniesie do tej roli potrzebnej charyzmy. Sprawia o wiele lepsze wrażenie niż jego dwaj odpowiednicy z serii siódmej i ósmej, czyli Larry Moss i Brian Hastings. Poza tym on również nie wygląda na postać czarno-białą i z całą pewnością coś ukrywa. Momentami sprawia jednak wrażenie marionetki Marka Boudreau, szefa sztabu prezydenta, który robi wszystko, aby jego żona (Audrey) nigdy więcej nie musiała usłyszeć w swoim życiu o Jacku Bauerze. Choć pojawia się wiele opinii, że to właśnie Mark jest złoczyńcą pod przykryciem, moim zdaniem jest zupełnie na odwrót. To człowiek, który zrobi wszystko dla miłości swojego życia, a i całkiem racjonalnie można również uzasadnić nienawiść, jaką darzy Bauera. Trudno mu się dziwić, zważywszy na to, w jakim fizycznym i psychicznym stanie znajdowała się Audrey dekadę wcześniej (na końcu Dnia 6).
W przypadku Hellera i jego córki role się diametralnie odwróciły. Ona doszła do siebie i sprawia wrażenie kobiety silnej oraz mocno stąpającej po ziemi. Aktywnie i z sukcesami uczestniczy w życiu politycznym. Audrey musi teraz martwić się o stan zdrowia ojca, który przejawia oznaki szybko postępującej choroby Alzheimera. Możemy być więc pewni, że dołączy on do grona wszystkich poprzednich prezydentów z uniwersum 24 godzin, którzy nie przetrwali na stanowisku pełnych dwóch kadencji. Czas Hellera się kończy, ale przed nim jeszcze przynajmniej jeden, bardzo wymagający dzień. Twórcy ponownie zdecydowali się na fabularne zderzenie fikcji z rzeczywistością i dotykają bardzo kontrowersyjnej kwestii dronów. Amerykański rząd już wielokrotnie używał bezzałogowców do ściśle zaplanowanych zamachów, odmawiając tym samym celom ataku jakiegokolwiek prawa do sądu. Korzystanie z nich na terenie wroga i daleko poza granicami Stanów Zjednoczonych to jednak jedno, a inaczej sprawa się ma, gdy zaczniemy rozmawiać o aktywnych i uzbrojonych dronach w amerykańskiej strefie powietrznej i namierzaniu obywateli USA. Można było podejrzewać, że po stworzeniu trzech sezonów Homeland Howard Gordon położy nieco większy nacisk na element political fiction w tej serii Homeland, a mniejszy na akcję. Po seansie premierowych odcinków należy powiedzieć, że szybko odnaleziono właściwy balans pomiędzy tymi dwoma aspektami.
[video-browser playlist="619227" suggest=""]Atak na brytyjsko-amerykański konwój w Afganistanie ma być zaczątkiem międzynarodowego konfliktu. To jednak oczywiście tylko próbka możliwości złoczyńców. Finałowa sekwencja pierwszego odcinka dostarczyła niemało emocji. Choć można przyczepić się do kilku rozwiązań zastosowanych w tych scenach, pozostawia ona ogólnie pozytywne wrażenie. Tanner był idealnym kozłem ofiarnym ze względu na swoje relacje z majorem Shepherdem, a całości nieco animuszu dodał bardzo dobry John Boyega (świetny w "Attack the Block" i być może niedługo światowa gwiazda dzięki nowym "Gwiezdnym wojnom"). Zamach na Hellera to więc tylko wierzchołek góry lodowej. Przejęcie kontroli nad bezzałogowcami może doprowadzić do ogromnego kataklizmu. Zapewne już niedługo wszyscy zdadzą sobie sprawę z tego, że tylko Jack Bauer może zneutralizować zagrożenie. To oznacza, że wielkimi krokami zbliża się wspólna scena Sutherlanda, Raver i Devane'a, na którą czekają z niecierpliwością wszyscy fani. Smaczku temu rychłemu zjednoczeniu dodaje to, jakie słowa Heller wypowiedział do Bauera dziesięć lat wcześniej: "Prędzej czy później wrócisz do gry, a moja córka zapłaci przez to najwyższą cenę. Tak jak twoja żona!". Czy scenarzyści pamiętają o tych słowach? Na pewno dowiemy się o tym przed końcem tej serii.
Pierwsze dwie godziny Homeland to świetne preludium do dalszej części sezonu. Bezbłędnie zawiązano akcję oraz ponownie odwzorowano unikalny klimat serialu, który śledziliśmy z zapartym tchem przez tyle lat. Zarysowanie kontrastu pomiędzy polityką na najwyższych szczeblach i akcją rozgrywającą się w brudnych alejkach oraz blokowiskach Londynu jest niesamowite i wypada rewelacyjnie. Zdjęcia w plenerze zdecydowanie podniosły wizualny poziom produkcji. Jak za dawnych, dobrych czasów Jack musi zaczynać na dnie i poprzez płotki dotrzeć do mózgu terrorystycznej operacji. Coś mi mówi, że na szczycie siatki nie znajduje się tajemnicza Margot (znana z Gry o tron Michelle Fairley) i czeka nas jeszcze wiele niespodzianek w pozostałych dziesięciu odsłonach.
[image-browser playlist="578051" suggest=""]
Ogladaj nowe odcinki 24 godzin kilka dni po amerykańskiej premierze. Kolejne odsłony "24: Jeszcze jeden dzień" na kanale FOX HD w każdą sobotę o godzinie 22:00.