How to Get Away with Murder” po odcinku trzecim, w którym właściwie działo się niezbyt wiele, znów robi wszystko, by rozpędzić fabułę do niewyobrażalnego tempa i nadrobić straty. Przez to „Shanks Get Shanked” sprawia wrażenie przeładowanego wydarzeniami. Dzieje się w nim aż za dużo - mamy „sprawę tygodnia” dotyczącą nastolatek, które zabiły swoja koleżankę, wątek żony Nate’a proszącej Annalise, by ta ją zabiła, nadal ciągnie się też sprawa rodzeństwa oskarżonego o kazirodztwo i morderstwo rodziców, a nie można również zapomnieć o tajemniczych problemach Ashera i prywatnym śledztwie Wesa i Leviego. Do tego należy jeszcze dodać całe multum problemów uczuciowych i emocjonalnych bohaterów. Powiedzieć, że w czwartym odcinku „Sposobu na morderstwo” dzieje się sporo, to właściwie tak, jakby nie powiedzieć nic. W produkcji Shondy Rhimes nieraz zdarzały się już epizody przeładowane wydarzeniami, jednak ten bije wszelkie poprzednie rekordy - i niestety nie jest to komplement. Właściwie do niczego nie udaje nam się przywiązać większej wagi. To niedobrze, ponieważ każdy z tych wątków będzie zapewne miał jakiś wpływ na późniejsze wydarzenia, a przez nagromadzenie ich w jednym odcinku możemy przeoczyć coś ważnego. Chociaż wszystko dzieje się szybko i chaotycznie, to serial nadal konsekwentnie zmierza do zaplanowanego celu, a wątki w większości są ciekawie poprowadzone. Sprawa dziewczyn, które zadźgały koleżankę, przyprawia widza o gęsią skórkę, natomiast sytuacja Caleba i Catherine robi się tak pogmatwana, że aż interesująca. Tajemnicze rzeczy dzieją się również w życiu Ashera; nie wiemy jeszcze, czym konkretnie szantażuje go pani prokurator, ale skoro poprosił o pomoc ojca, to musi być to coś poważnego. [video-browser playlist="755403" suggest=""] Słabo wypada natomiast wątek śledztwa Wesa i Leviego. Być może ma na to wpływ fakt, że w przeciwieństwie do bohaterów wiemy, kto zabił Rebeccę, więc ich poszukiwania nie bardzo nas ekscytują i niezbyt się nimi przejmujemy. Postać Wesa w kolejnych odcinkach zostaje coraz bardziej zepchnięta na margines, nie uczestniczy właściwie w żadnych ciekawych wydarzeniach. Logiczne jest, że Wes chce wyjaśnić, co stało się z jego dziewczyną, jednak szukanie odpowiedzi na pytania, które dla widza nie są już zagadką, jest marnowaniem czasu i potencjału tego bohatera. Z każdym kolejnym odcinkiem obawiam się o powodzenie głównego wątku z morderstwem Annalise. Przy starcie sezonu taki odważny pomysł wydawał się całkiem ciekawy. Była w nim nutka efekciarstwa, tak typowego dla tego serialu. Na dłuższą metę zaczyna się jednak pojawiać wiele „ale”. Po pierwsze, wszyscy doskonale wiemy, że Annalise przeżyje. Zabicie głównej bohaterki jest więcej niż nieprawdopodobne, przez co trudno przychodzi widzowi przejmowanie się tym, co widzi na ekranie. Założeniem scenarzystów było zapewne sprawienie, by widz interesował się nie tym, czy Annalise przeżyje, ale co sprawiło, że ktoś chciał ją zabić. Jednak jak na razie wątek ten nie rozwija się zbyt pasjonująco – po prostu wszyscy dookoła zaczynają mieć jej dość, zauważają jej złe cechy. To odrobinę dziwne, w końcu jeszcze do niedawna nie tylko im nie przeszkadzały, ale nawet uważali je za atuty. Connor jako pierwszy zaczyna głośno kwestionować działania Annalise i zapewne za jego przykładem niedługo pójdą inni, jednak do morderstwa jest tu jeszcze bardzo daleko. Chociaż takie nagłe moralne przebudzenie trochę nie pasuje do bohaterów, którzy przecież sami mają już jednego trupa na sumieniu, to nie da się ukryć, że Annalise Keating traci swych popleczników. Odsuwa się od niej nie tylko Nate, ale również jej studenci. Co tak właściwie przyniesie bohaterom śmierć Annalise? Co na niej zyskają? Kto z nich znów stał się mordercą? Miejmy nadzieję, że scenarzyści „How to Get Away with Murder” już niedługo zaczną odpowiadać na te pytania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj