Oczywiście wielka niewiadoma utrzymana jest do ostatnich minut odcinka. Akcja rozpoczyna się na 24 godziny przed weselem Olivera i Connora, a kończy jeszcze w jego trakcie, tuż po feralnych wydarzeniach. Tym razem półfinał może się podobać i zostawia bardzo pozytywne wrażenia. Rozegrany też jest bardzo ostrożnie, bez większych zaskoczeń i pozostawia główną obsadę całą i zdrową. Co więcej, trzeba przyznać, że główny motyw odcinka - ślub Connora i Olivera - jest po prostu uroczy. Finałowe wydarzenia dzielą się na dwa główne wątki: identyfikacja tożsamości Gabriela Maddoxa i śmierć na weselu. Zdecydowanie większa część odcinka skupiona jest właśnie na tym drugim. Powoli poznajemy kulisy prowadzące do śmierci, nie kogo innego, a Millera, obecnego, a może raczej już byłego, partnera Bonnie. Dla wielbicieli tej pary był to bardzo smutny odcinek, ponieważ to właśnie Bonnie odebrała mu ostatnie tchnienie. Z kolei dla fanów jej relacji z Annalise ten motyw jest bardzo na rękę, ponieważ tym samym Bonnie okazała lojalność wobec swojej wieloletniej przyjaciółki. Co ciekawe nie tylko Bonnie jest odpowiedzialna za śmierć Millera. W dużej mierze winę za nią ponosi Nate, któremu puściły nerwy i skatował Millera prawie go zabijając. Czy można czuć rozgoryczenie, że to właśnie Miller padł ofiarą zbrodni? Do pewnego stopnia tak, ponieważ jego postać bardzo ewoluowała w trakcie tego sezonu i przez jego lwią część był dość pozytywnym bohaterem. Dopiero jeden z dialogów w tym odcinku pobrudził jego nieskazitelny urok i pozwolił widzom wzbudzić nieco mniej przyjazne uczucia. Dotychczasowy wizerunek Millera bardzo gryzie się to z faktem, że to podobno on jest odpowiedzialny za śmierć Nate seniora. Z drugiej jednak strony jego śmierć jest bardzo neutralnym zagraniem ze strony scenarzystów. Nie umiera nikt z głównych bohaterów. Co więcej, w końcu i Nate dopuścił się czegoś, co będzie teraz go prześladować przez następne odcinki. Tym samym dostajemy praktycznie wszystkich bohaterów, którzy mają na swoim koncie morderstwa albo współudział. Po raz kolejny tytuł serialu nabiera mocy i staje się jeszcze bardziej właściwy. Niedawne morderstwa głównych bohaterów mogą powoli znowu pojawiać się w zasięgu ich wzroku. A to za sprawą Gabriela, którego tożsamość w końca została nam ujawniona. Okazuje się, że jest on synem Sama, byłego męża Annalise. W pierwszym sezonie to właśnie Sam padł on ofiarą dość przypadkowego morderstwa dokonanego przez Wesa. Przyjęłam ten zwrot fabularny z wielką ulgą. Zawsze mogło się skończyć, że Gabriel jest synem Annalise albo Bonnie, ale na szczęście twórcy nie poszli tym tropem. Tym większe może być zadowolenie, że tym samym serial wraca do swoich (najlepszych zresztą ) początków i przywołuje duchy przeszłości. Pod tym względem jest to jeden z lepszym momentów odcinka, który uświadamia, że przeszłość zawsze może dopaść bohaterów serialu. Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, to zaznaczę, że nie do do końca podobał mi się sposób, w jaki kreowano Gabriela w tym odcinku. Poszło to ni to w stronę horroru, ni to niedopracowanego thrillera. Chciano nas i przestraszyć, i zaintrygować. Niestety postać Gabriela dostała zaskakująco mało czasu, więc żadne z tych zagrań nie wybrzmiało tak, jak powinno. Jednym z niezaprzeczalnych bohaterów odcinka było także wesele Connora i Olivera. Sama ceremonia ślubna nie należała to najbardziej spektakularnych w historii telewizji, ale była na tyle wiarygodna, że z łatwością można było wczuć się w atmosferę wydarzeń. Spore zamieszanie na zaślubinach okazało się doskonałym tłem dla dość emocjonalnego morderstwa i swoją drogą dawało niezłe alibi Nate’owi i Bonnie. Bezsprzecznie gwoździem programu była aranżacja piosenki All of me, którą zaśpiewał Oliver i zadedykował ją swojemu nowemu mężowi. Było to bardzo klimatycznego zakończenie odcinka i dobrze komponowało się z tragicznymi wydarzeniami. Największym rozczarowaniem odcinka jest niestety Annalise. Nie kupuję ani jej załamania, ani powrotu do alkoholizmu. Nie dlatego, że jest to mało wiarygodne, ale dlatego, że jej postać ponownie stała się mdła i bez wyrazu. Odnosi się wrażenie, że twórcy w każdym sezonie muszą pokazać załamaną Annalise byle tylko Viola Davis mogła pokazać swój kunszt aktorski. Pod względem techniki jej sceny zawsze są na najwyższym poziomie, niestety traci na tym cały serial. Ponownie dostajemy regres postaci, który kłóci się z tym, co było nam pokazywane od samego początku sezonu. Na szczęście postać Annalise nie stała w centrum uwagi i półfinał przeszedł sprawnie i mimo tragicznych wydarzeń - bardzo przyjemnie. Jest to udane zamknięcie kolejnego etapu serialu i do tego z dużym potencjałem na drugą połowę sezonu. Zagadka została rozwiązana, ale nie oznacza to, że uzyskaliśmy odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania. Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj