Fabuła nowego "LEGO" opowiada historię dobrze znaną z filmu Petera Jacksona, tak więc nie ma się co nad nią pochylać. Osoby, które widziały film, odnajdą w poziomach streszczenie najważniejszych wydarzeń z dwóch pierwszych części trylogii Jacksona. Decyzja o pominięciu trzeciej odsłony jest z jednej strony dziwaczna, ponieważ po zakończeniu rozgrywki gracz zostaje z poczuciem urwanej opowieści, z drugiej jednak względy biznesowe wymuszają pewne decyzje – twórcy przecież nie mogą zdradzić szczegółów ostatniego filmu przed jego premierą. Kupując LEGO The Hobbit, trzeba być przygotowanym na to, że nie jest to gra oparta na tolkienowskim świecie jako takim, ale ściśle związana z filmami Jacksona.

Skoro już przy filmie jesteśmy, to trzeba zauważyć, że postacie w LEGO The Hobbit przemawiają głosami aktorów znanych z produkcji kinowych. Słychać Martina Freemana, Iana McKellena, Orlando Blooma i Richarda Armitage'a. Co prawda odnoszę wrażenie, że aktorzy nie nagrywali specjalnie swoich kwestii i ich linie dialogowe są wzięte z filmu (wyjątkiem jest Christopher Lee i Saruman w jego wykonaniu pełniący funkcję lektora), jednak jest to bardzo miłe dla ucha doświadczenie.

Seria "LEGO" znana jest przede wszystkim z wszechobecnego humoru wciskającego się wszystkimi możliwymi zakamarkami. W przypadku Hobbita ten element został położony na całego, ponieważ twórcy, chcąc mocno trzymać się filmowego oryginału, ograniczyli się do wtrąceń polegających na zrobieniu przez ludzika głupiej miny, wywróceniu się czy machaniu rękoma. Nie ma co liczyć na jakiś fajny komentarz czy tekst, których poprzednie części były pełne. W zamian za to otrzymujemy wrzucaną od czasu do czasu głupotę i silenie się na nieudane gagi. Niestety powoduje to, że najnowsza gra spod szyldu LEGO jest znacznie uboższa od swoich starszych braci.

Żadnych rewolucyjnych zmian nie wprowadzono do mechaniki rozgrywki. Mamy więc do dyspozycji grupę ludzików, które posiadają różne zdolności. Dzięki wykorzystaniu ich umiejętności pokonujemy kolejne przeszkody. Od czasu do czasu trzeba zbudować jakąś rzecz, częściej jednak należy coś rozwalić. Szkoda, że nie pokuszono się o urozmaicenia w wyglądzie postaci. Podczas rozgrywki krasnoludy z kompanii Thorina Dębowej Tarczy są do siebie podobne na tyle, że potrafią się zlewać ze sobą. Nasi bohaterowie napotykają również przeciwników, których należy wyeliminować w otwartej walce, mamy zatem znany zestaw czynności.

Na szczęście w Hobbicie można poczuć pewien powiew świeżości. Pierwszą z nowinek jest możliwość łączenia krasnoludów w pary, dzięki czemu zyskują oni dodatkową siłę podczas przebijania się przez bardziej wymagające przeszkody lub podczas potyczek z większymi przeciwnikami. Pojawia się też element craftingu, ponieważ w trakcie rozgrywki nasi bohaterowie zbierają (poza naturalnymi dla LEGO monetami) również surowce: ryby, drewno, marchewki, klejnoty, kamienie itp. Przedmioty te wykorzystywane są najczęściej do zbudowania platformy, za pomocą której uruchamia się minigierka znana z poprzednich części, polegająca na uzupełnianiu brakujących klocków w jakiejś istotnej konstrukcji. Rzadziej wykorzystamy zebrane surowce do nakarmienia Bombura, który najedzony stanowi pewnego rodzaju trampolinę umożliwiającą dostanie się na wyższe półki. Jeszcze rzadziej dobra te umożliwią wykonanie jakiegoś przedmiotu (np. klucza do drzwi). W grze pojawiają się też sidequesty, które sprawiają wrażenie czegoś wsadzonego na siłę, aby przedłużyć nieco rozgrywkę. Zabawa w kampanii jest bowiem zadziwiająco krótka.

Oto nowości, o których można powiedzieć tylko tyle, że... są. Można czepiać się trochę nużącego i nierozwiniętego craftingu, ale nie ma co znów przesadzać. Nowinki w Hobbicie ani ziębią, ani parzą, ani przeszkadzają, ani nie zapadają w pamięć. Łatwo natomiast zauważyć, że wzrosła liczba wspomnianych wcześniej minigierek, co bywa niestety męczące. Wciskanie w niektóre poziomy po kilka zabaw w układanie klocków w mojej ocenie jest nieco przesadzone, tym bardziej że kampania jest krótsza, co powoduje wrażenie pewnego przesytu. Dodatkowo klocki losowane do uzupełniania projektów potrafią różnić się od siebie jedynie odcieniem lub niewielkim elementem, przez co łatwo się pomylić.

Nie można też przejść obojętnie obok sterowania, które potrafi się – delikatnie rzecz ujmując – schrzanić. Podczas walki w zwarciu notorycznie włącza się celowanie i próba oddania strzału. W dynamicznych sytuacjach doprowadza to wręcz do furii, szczególnie że najprostszym sposobem pozbycia się celowniczego kółka jest odejście od wroga i zajście go od innej strony. Takie dziwo najczęściej pojawia się podczas grania jednym z czarodziejów – Radagastem lub Gandalfem.

Powyższe rzeczy powodują, że LEGO The Hobbit nie dorasta do rangi poprzedników – Przygody i Marvel Super Heroes. Zabawa w najnowszą grę TT Games nie sprawia już tyle frajdy co w nieco starszych produkcjach tego studia. Całość sprawa wrażenie wykonanej w pośpiechu i niestarannie. Niestety, z żalem trzeba przyznać, że Hobbit na wyższą ocenę nie zasługuje. Klocki, z których go wykonano, są toporne i grubo ciosane. Złożono je w poprawny sposób, ale bez polotu. Poprzednie części wciągały i bawiły, do tego można było się przy nich pośmiać. Najnowsza niestety nie sprostała temu zadaniu.

PLUSY: + obsada z filmu użycza głosu bohaterom, + to wciąż LEGO. MINUSY: - fabuła opowiedziana po łebkach, do tego urwana, - bardzo podobne do siebie postacie, - krótka kampania, - dużo minigierek ze zlewającymi się klockami, - czarodzieje za często chcą strzelać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj