Star Trek: Discovery zabiera widzów do siedziby Federacji i Gwiezdnej Floty. Do tej pory wiedzieliśmy, że to, co kiedyś było podstawą w galaktyce, teraz jest jedynie marną pozostałością. Pierwsze sceny pokazują jedynie, jak słaba jest nowa Gwiezdna Flota, ale trzeba twórcom przyznać, że udało się chwilowo zbudować uczucie oczekiwania i zainteresowania, bo w końcu dzieje się coś ciekawego. Poznawanie nowości o świecie przyszłości to jest to, co dobrze napędzało premierowy odcinek sezonu, a potem ustąpiło miejsca temu, co przeważnie w Star Trek: Discovery nie sprawdza się najlepiej, czyli przygodom Michael Burnham. Rozmowa Saru i Michael z admirałem Gwiezdnej Floty to prawdopodobnie jedna z najlepszych scen 3. sezonu. Wielu fanom Star Trek: Discovery, którzy nie przepadają za perfekcyjnością Burnham będzie trudno orzec, czy scenarzyści wprowadzili to świadomie, czy wyszło przy okazji, bo jednak można odnieść wrażenie, że nie zdają sobie sprawy, jak wielkim problemem jest perfekcyjność Burnham w tym serialu. Jednak te momenty, gdy Michael zaczyna się w swoim stylu mądrzyć, bo wie lepiej niż ktokolwiek, a admirał ją kapitalnie strofuje, to czyste złoto. Zresztą nawet Saru ustawia ją do pionu. Prawdopodobnie pierwszy raz w tym serialu Michael nie jest od razu z góry traktowana jak krynica wiedzy wszelakiej. Takie działania są wręcz desperacko potrzebne temu serialowi, aby nie kręciło się wszystko wokół Michael i aby to ona nie była zawsze najmądrzejszą osobą w pokoju. Dzięki tym prostym zabiegom, gdy koniec końców admirał godzi się wysłać Michael na misję, nie ma się wrażenia, że zostało to podyktowane irytującymi przywarami bohaterki, ale stało się wynikiem działań więcej niż jednej osoby. Czuć, że tym razem jest to zasłużone, a nie wymuszone, bo dzień musi uratować Michael, jak zazwyczaj. 
fot. materiały prasowe
+4 więcej
Twórcy bardzo chcą dawać 5 sekund (trudno tu mówić o minutach) postaciom, które do tej pory były tłem. Chyba wszyscy się zgodzą, że przez pierwsze sezony Detmer była dla wielu widzów bezimienną pilotką Discovery. Nikt nawet nie poświęcił sekundy, by rozwinąć tę postać, nadać jej charakteru i osobowości. Dlatego też takie działania w 3. sezonie stają się nietrafione i kuriozalne, bo kogo interesują problemy emocjonalne Detmer? To jest efekt błędów przeszłości, bo nie ma żadnego emocjonalnego związku z postacią. To samo można powiedzieć o Nahn, z którą na papierze jest związany wątek dość emocjonalny w tym odcinku. Jestem przekonany, że większość widzów do tej pory nawet nie wiedziało, jak obie postacie mają na imię, bo nigdy to nie miało szczególnego znaczenia poprzez skupienie tylko na Burnham i okazjonalnie na Saru i Philippie. Dlatego pożegnanie Nahn z Burnham wypada pusto, sztucznie i wywołuje jedynie obojętność. Twórcy pokazują widzom jakieś wielkie emocje, w które nie można uwierzyć, a tym bardziej ich poczuć, bo Nahn do tej pory nie miała żadnego znaczenia dla tej historii i jej relacja z Burnham była papierowa. Dlatego koniec końców cała misja Discovery w tym odcinku wypada zaledwie przeciętnie, bo choć motyw udowodnienia swojej przydatności wydaje się oczywisty, sam pomysł na oparcie tego na Nahn nie sprawdza się. Oczywiście Michael w kluczowych scenach ratuje sytuację, co momentami staje się już komiczne, ale przynajmniej tym razem na tle całego odcinka nie jest to tak przytłaczające. Ten odcinek Star Trek: Discovery potrafił jednak naprawdę zaskoczyć, bo któż by spodziewał się kultowego reżysera Davida Cronenberga w Star Treku? Jego postać starszego i niewątpliwie podejrzanego jegomościa powiązanego z wątkiem Georgiou intryguje i bardzo ciekawi. Trudno odmówić Cronenbergowi charyzmy i dobrego wchodzenia w szermierkę słowną z Georgiou. A przecież on jest świetnym reżyserem, nie zawodowym aktorem. Poza tym, że ich rozmowa naprawdę staje się interesującym motywem wzbudzającym duże pokłady zaciekawienia i zaangażowania, Zwłaszcza że cały wątek ma jakieś drugie dno, co sugeruje scena rozmowy Burnham z Georgiou. Twórcom w końcu się coś udało. Star Trek: Discovery proponuje odcinek poprawny z kilkoma jasnymi punktami, pozwalającymi czerpać więcej dobrego niż do tej pory. Potencjał służby w nowej Gwiezdnej Flocie został zbudowany. Trudno jednak jeszcze o optymizm, bo twórcy zbyt często popadają w skrajności, zapominając o tym, że dobra historia powinna być postawą tego serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj