Star Trek: Lower Decks po raz kolejny kontynuuje sympatyczny trend wymyślania kuriozalnych wątków, będących delikatnym prztyczkiem w schematy Star Treka. To sprawia, że oba odcinki potrafią dobrze budować warstwę humorystyczną, a nawet w pewnym momencie kreacja wchodzić na rejony parodii. Nie do końca mi chodzi o wątek 8. odcinka, bo on nawiązuje do podobnych historii i po prostu odwraca sytuację, zbijając skutecznie z tropu. To 9. odcinek - poprzez wyśmiewanie koncepcji filmowego Star Treka - staje się prawdziwą perełką, pełną absurdalnych i przede wszystkim zabawnych pomysłów, biorącą na warsztat różne schematy uniwersum. 8. odcinek w tym przypadku świetnie buduje atmosferę zagrożenia, podkreślając trochę absurd pracy bohaterów. Pokazano, jak mało istotni są oni w strukturach Gwiezdnej Floty, dlaczego tak jest i jak to może wpłynąć na ważne sytuacje. Dobrze też zaznaczono wizerunek Federacji, bo kosmita myśli, że tam wszyscy wszystko wiedzą. Najlepsze są w tym jednak dwa motywy: wątek Tandi na tajnej misji ocenzurowanej podczas opowieści, który naprawdę bawi, oraz sama końcówka, gdy po górnolotnym ogłoszeniu kapitan, że będzie ona przekazywać wiadomości załodze, rzeczywistość szybko weryfikuje jej pomysły.
fot. materiały prasowe
9. odcinek natomiast to kapitalne bawienie się koncepcją kinowego Star Treka na holodeku. Świetny pomysł pokazuje nam podejście do różnych schematów w humorystyczny sposób, na czele z lotem promu do statku, który w tym przypadku był niemiłosiernie przedłużany, a płaczom nie było końca. A to przecież tylko jeden z wielu dobrych i pomysłowych motywów, które nadały temu odcinkowi rozrywkowy charakter i zbudowały startrekowy klimat. Oczywiście wszystko też było ważne w rozwoju postaci Mariner, która ma coraz większe problemy z panią kapitan (jej matką). Oczywiście w tym aspekcie popada to w skrajności, a Mariner jest przez to ciut irytująca. Jednak potraktowanie wątku w holodeku jako pewnego rodzaju terapii z dosłowną walką samej ze sobą okazuje się pomysłem trafnym, charakternym, z dobrze rozłożonymi akcentami humorystycznymi. To właśnie tego typu kreatywne rozwiązania sprawiają, że Star Trek: Lower Decks ma swoją tożsamość, bo łączy zwariowane rzeczy z czymś ważnym. Niewątpliwie wyjawienie prawdy o tym, że Mariner jest córką kapitan wpłynie znacząco na finał sezonu, bo znając Boimlera coś tutaj przypadkiem namiesza. Star Trek: Lower Decks bawi i pokazuje, że w trakcie tego sezonu koncepcja dobrze się wyklarowała. Nie jest idealnie, niewątpliwie też w śmianiu się ze Star Trek i jednoczesnym powiązaniu fabularnym z całym uniwersum drzemie większy potencjał, ale im dalej, tym lepiej. Widać, że poziom wzrasta.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj